Państwo



Dziennikarze o publikowaniu podsłuchów

"Wprost"| Agnieszka Romaszewska-Guz| dziennikarze| HFPC| Jerzy Domański| podsłuchy| SDP| SDRP| Seweryn Blumsztajn

włącz czytnik
Dziennikarze o publikowaniu podsłuchów

"Uważamy publikowanie nielegalnych podsłuchów za sytuację wyjątkową, ponieważ wiąże się z naruszeniem prywatności, a często i godności podsłuchiwanych osób. Dziennikarze mogą podjąć taką decyzję tylko w sytuacji, gdy za publikacją stoi oczywisty społeczny interes np. udokumentowanie przestępstwa. Dziennikarz powinien wytłumaczyć się z takiego tekstu, czyli zdefiniować interes społeczny, który za taką publikacją stoi" - napisali dziennikarze w opublikowanej 15 lipca deklaracji.

Uznali, że przed publikacjami "Wprost" nigdy dotąd podsłuchy nie dotyczyły tak wielu ważnych urzędników państwowych, a ich ujawnienie nie miało tak poważnych konsekwencji politycznych. "Nie możemy sobie wyobrazić życia w kraju, gdzie wszyscy są odarci z prywatności i podsłuchiwani, a codzienną praktyką mediów jest publikacja nielegalnych podsłuchów. Tak jak nie chcemy żyć w kraju, gdzie policja inwigiluje dziennikarzy i przeszukuje redakcje, by zablokować niewygodne dla władzy publikacje" - napisano w deklaracji.

Pod deklaracją podpisali się: prezes Towarzystwa Dziennikarskiego Seweryn Blumsztajn i prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Jerzy Domański. Deklarację przyjęto po debacie współorganizowanej przez Helsińską Fundacją Praw Człowieka na temat publikacji tygodnika "Wprost" i wydarzeń w tej redakcji. W spotkaniu zorganizowanym 10 lipca wzięła udział wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Agnieszka Romaszewska-Guzy, deklaracji jednak nie podpisała.

Romaszewska-Guzy powiedziała, że przed podpisaniem deklaracji chciała skonsultować się z prezesem stowarzyszenia Krzysztofem Skowrońskim i wiceprezesem Piotrem Legutką. "Nasze uwagi są takie, że co do meritum się zgadzamy, ale nie do przyjęcia jest rozłożenie akcentów" - powiedziała. Jak tłumaczyła, "to bardzo wiele znaczy, bo to jest pytanie, na co zwraca się większą uwagę, na kryzys, który to wywołało, czy na kwestie etyki dziennikarskiej i wolności prasy".

Deklaracja rozpoczyna się od dramatycznego stwierdzenia, że stała się straszna, bezprecedensowa rzecz" - mówiła Romaszewska-Guzy. Tymczasem w jej ocenie ujawnienie podsłuchów "jest, owszem, godne pożałowania, ale nie takiego emocjonowania się". "To nie jest tak, że nie należy nigdy nikogo podsłuchiwać, bo to jest brzydko, owszem, to nie jest właściwe, ale w przypadkach szczególnych jest usprawiedliwione" - dowodziła.

Oto treść Deklaracji:

 

Opublikowanie przez tygodnik „Wprost” nielegalnie nagranych rozmów czołowych postaci państwa polskiego zmusza środowisko dziennikarskie do zajęcia stanowiska wobec takich publikacji. Nigdy dotąd nie podsłuchiwano tylu osób, podsłuchy nie dotyczyły tak wielu ważnych urzędników państwowych, a ich publikacja nie miała tak poważnych konsekwencji politycznych.
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej i Towarzystwo Dziennikarskie uważają za swój obowiązek zabrać wspólnie w tej sprawie głos. Nie możemy sobie wyobrazić życia w kraju, gdzie wszyscy są odarci z prywatności i podsłuchiwani, a codzienną praktyką mediów jest publikacja nielegalnych podsłuchów. Tak jak nie chcemy żyć w kraju, gdzie policja inwigiluje dziennikarzy i przeszukuje redakcje by zablokować niewygodne dla władzy publikacje.
Nie zabieramy głosu w sprawie treści opublikowanych rozmów. Ich ocena wiąże się często z politycznymi sympatiami. W tej sprawie środowisko dziennikarskie jest podzielone i jest to sytuacja normalna. Dla nas ważne jest przypomnienie podstawowych zasad etyki dziennikarskiej związanych z publikowanie podsłuchów.
Uważamy publikowanie nielegalnych podsłuchów za sytuację wyjątkową ponieważ wiąże się z naruszeniem prywatności, a często i godności, podsłuchiwanych osób. Dziennikarze mogą podjąć taką decyzję tylko w sytuacji, gdy za publikacją stoi oczywisty społeczny interes, np. udokumentowanie przestępstwa. Dziennikarz powinien wytłumaczyć się z takiego tekstu, czyli zdefiniować interes społeczny, który za taką publikacją stoi. Naszym zdaniem obowiązkiem autora takiej publikacji jest też maksymalne respektowanie praw do prywatnej wypowiedzi podsłuchanego, czyli ograniczenie do maksimum cytowania in extenso podsłuchu.
Epatowanie czytelnika językiem prywatnej wypowiedzi uważamy za niedopuszczalne – nikt z nas nie chce, by jego tak cytowano.

 

Tygodnik "Wprost" nie odniósł się do treści deklaracji, natomiast "ze zdziwieniem" przyjął brak zaproszenia do debaty. "Dziwi nas również fakt, że wobec nieobecności dziennikarzy +Wprost+ w debacie brali czynny udział przedstawiciele tytułów konkurencyjnych, innych tygodników, ferując wyroki bez zachowania fundamentalnej zasady dziennikarskiej, bez zadania pytań drugiej stronie" - czytamy w przesłanym oświadczeniu.
wirtualnemedia.pl

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.