Publicystyka



Cylinder i maczuga

frazesy| historia| Jakub Warszawski| Krym| ONZ| pragmatyzm| Putin| Wikingowie

włącz czytnik

Zmieniająca się otoczka techniczna naszego bytowania na tym najlepszym ze światów czasem przesłania nam fakt, że w głębi duszy pozostaliśmy tacy sami, bo to nam dyktuje biologia i że to ona determinuje nasze postawy, wybory i każe nam dokonywać czynów obiektywnie służących naszemu przetrwaniu. Tzw. cywilizacyjna szatka, w którą się stroimy służy głównie do wynajdywania szalenie uczonych i wzniosłych uzasadnień dla rzeczy, które i bez nich byśmy robili. Nie jest więc ta szatka gigantycznym fałszem, którym mamimy sami siebie? Tworzymy sobie pojęcia, które później pozwalają nam uzasadniać fakt, że wolimy mieć, niż nie mieć, jak gdyby potrzebował on jakiegokolwiek uzasadnienia. Jeden fałsz generuje kolejne i tak bez końca. Ten fałsz z czasem na tyle zamula nam umysł, że sami przed sobą boimy się przyznać, jacy naprawdę jesteśmy.

Wymiar praktyczny tego fałszu wygląda tak, że największymi obrońcami skrzywdzonych są ci, którzy w danej chwili nie mają możliwości ich skrzywdzenia z korzyścią dla siebie.

Pakty, traktaty rozbrojeniowe, „wieczyste pokoje” to techniczne nazwy sytuacji patowych w stosunkach między agresorami. Czasem zagubieni w szczegółach konkretnych przypadków zdajemy się tego nie dostrzegać.

Historia Ligi Narodów po I wojnie pokazała, ile to wszystko jest warte. Mimo to, po II wojnie stworzono kolejną organizację – ONZ – która miała zapewnić, nie bardzo wiadomo po co, pokój na świecie, organizację skażoną błędem genetycznym, bo zrodzoną z lędźwi silniejszego i błędem technicznym, bo dającą silniejszym większe prawa, niż słabszym. Tzw. Rada Bezpieczeństwa, nie dla wszystkich dostępna i dająca prawo weta najsilniejszym, to przecież parodia pojęcia „równości praw członkowskich” zadekretowana już na samym początku.

I wszyscy przez lata udawali, że tego nie widzą. Udawali, bo to leżało chwilowo w ich interesie.

Komplikująca się co i rusz sytuacja na świecie zweryfikowała wartość tego nowego „anioła pokoju” i aż dziwne, że dziś ktoś jeszcze ma ochotę finansować gromadę gryzipiórków bez żadnego znaczenia dla losów międzynarodowej społeczności. Proszę zwrócić uwagę choćby na ostatnie lata. Cokolwiek by się nie działo natychmiast interesujemy się reakcjami USA, Rosji, UE i czasem Chin. O ONZ wspominamy coraz rzadziej. Intuicyjnie bowiem odnosimy się do rzeczywistych centrów decyzyjnych, a nie do teatralnej dekoracji, której znaczenie praktyczne kończy się wraz z zamknięciem drzwi po kolejnym przedstawieniu zwanym sesją.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.