Publicystyka



Mankamenty demokracji przedstawicielskiej

Abraham Lincoln| Arend Lijphart| Ateny starożytne| demokracja bezpośrednia| demokracja przedstawicielska| Indeks Transformacji Fundacji Bertelsmanna| Joseph Schumpeter| obietnice wyborcze| partie polityczne| Paul E. Meehl| Philippe Schmitter| Piotr Uziębło| poliarchia| preferencje| Robert A. Dahl| równość szans

włącz czytnik

Wybory jako instrument demokracji muszą realizować i gwarantować wpływ obywateli na politykę państwa, jednak w żaden sposób nie pozbawiając społeczeństwa pozycji suwerena. To oznacza, że sam wybór przywództwa, czego oczekiwał od wyborów Schumpeter, może ewidentnie służyć takiej abdykacji społeczeństwa. Demokracja przedstawicielska powinna zapewnić wpływ obywateli na trzy kwestie: określania preferencji w rządzeniu, wyboru przedstawicieli, którzy mają je realizować, oraz — poprzez skuteczne egzekwowanie odpowiedzialności od przedstawicieli — na sposób realizacji tych preferencji. Natomiast sposób realizacji powinien być zbliżony do sytuacji, w której sami obywatele mogliby swoje preferencje wykonywać. Takie postawienie sprawy wydaje się uczciwym określeniem demokratycznych warunków przedstawicielstwa. Tymczasem w sytuacji ordynacji wyborczych większościowych w okręgach jednomandatowych lub proporcjonalnych z porównywalnie wysokim efektywnym progiem wywołana dysproporcja w podziale mandatów skutecznie zniechęca małe partie do partycypacji, a wyborców zmusza z reguły do tzw. głosowania strategicznego, mającego na celu uniknięcie zmarnowania głosu. Tym bardziej że progi takie zmniejszają w ogóle liczbę partii w ciałach prawodawczych, czyli decyzyjnych. Dochodzi wtedy nie tylko do silniejszej agregacji preferencji, ale także do rządów większości, które znacząco je redukują. Koncepcja efektywnego progu Lijpharta wysoko koreluje z dysproporcjonalnością liczoną stosunkiem procentowym liczby zdobytych głosów do liczby miejsc w parlamentach (korelacja Pearsona wynosi .80). Przykładowo efektywny próg w wysokości 0,7 w systemie proporcjonalnym Holandii wywołuje dysproporcjonalność na poziomie 1,4, w Niemczech relacja ta wynosi 5,0 do 1,6, zaś w większościowych modelach Wielkiej Brytanii czy Kanady jak 35,0 do 14,0. Nieco mniejsza korelacja (.57) dotyczy tych progów oraz tzw. efektywnej liczby partii w legislatywach. W systemach proporcjonalnych (nisko progowych) liczba istotną dewiację w odzwierciedlaniu preferencji wyborczych, jeśli założyć, że ich segregatorami i dysponentami są partie polityczne.

Problem w tym, że samo tylko funkcjonowanie jakiejś opcji politycznej w organie decyzyjnym (parlamencie) może nie zapewniać wpływu wyrażanych przez nią preferencji na sam proces decyzyjny. To pytanie o wpływ preferencji wyborczych zlokalizowanych, wraz z reprezentującymi je partiami, w opozycji. Jeśli jest tak, że opozycja nie ma głosu, ponieważ dominuje wyłącznie większość rządząca jednopartyjna czy koalicyjna, to preferencje części wyborców ulegają na jakiś czas, z reguły co najmniej w całej kadencji, zamrożeniu. Nikt jednak przecież nie pyta wyborców, czy chcą lub mogą czekać. Zmuszeni są czekać, gdy proces decyzyjny rządzi się zasadą większości, nie zaś lijphartowskim postulatem partycypacji „tak wielu, jak jest to możliwe”. W odpowiedzi na to zagadnienie muszę wyjść z wertykalnego mechanizmu delegacji władzy i preferencji i przejść do horyzontalnego mechanizmu ich realizacji.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.