Publicystyka



Partie muszą wyjść do ludzi…

budżet obywatelski| demokracja| partie polityczne| rankingi zaufania| wybory| życie publiczne

włącz czytnik

Inna sytuacja: młodzi aktywiści PiS-u rozklejają po Warszawie plakat z literką W. Chociaż zdaję sobie sprawę, że jest to nadużycie symboliki powstańczego zrywu, nie odmówię tej „pracy” pewnego obywatelskiego sensu.

Co jednak robić, żeby było lepiej? Nie ma innej drogi: trzeba dołączać do stowarzyszeń, zakładać fundacje. Wspierać lokalne inicjatywy, działać w radach parafialnych… I w końcu, co nie mniej ważne, zapisywać się do demokratycznych partii politycznych. Najlepiej już istniejących, by nie mnożyć sztucznych bytów i powracać do traumy rozdrobnienia politycznego z lat 90-tych. Jeśli zależy nam na skuteczności, a nie tylko naiwnym idealizmie.

I stołeczna refleksja na koniec. Po warszawskim referendum i obywatele, i politycy wiedzą, że przywódcy muszą być bliżej ludzi. Że muszą do obywateli wyjść i nie bać się tłumaczyć swoich decyzji. Nieraz decyzji trudnych. Pytanie, kiedy zdamy sobie sprawę, my obywatele, że do polityków też trzeba wyjść? Nie tylko w geście sprzeciwu. Choć i w tym tkwi wielka wartość.

Kiedy zatem skorzystamy z istniejących instytucji? Nie po to, aby coś znieść, kogoś odwołać, ale by coś stworzyć, zbudować, zaproponować? Przekonać do swoich racji i pomysłów za pośrednictwem demokratycznych ugrupowań politycznych. Czy jest coś, co może zaszczepić w nas ten prawdziwie obywatelski bakcyl? Bo bakterii sprzeciwu mamy w sobie dość.

Otóż narzędzia są. I jest ich coraz więcej, ostatnio chociażby popularny budżet obywatelski. Tylko „robotników” wciąż mało.

Autor jest publicystą, redaktorem naczelnym kwartalnika "Pismo er".

Instytut Obywatelski

Poprzednia 12 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.