Publicystyka



Po co nam sprawiedliwość społeczna – rozważania Kołakowskiego i innych

Immanuel Kant| imperatyw kategoryczny| John Rawls| Kain i Abel| Kazimierz Ajdukiewicz| Leszek Kołakowski| Oświecenie| Reaolucja Francuska| sprawiedliwość społeczna| Tora

włącz czytnik

Jest paradoksem historii, że to ludzie Oświecenia, humaniści i filozofowie stworzyli podwaliny pod realizację tak właśnie pojmowanej „sprawiedliwości społecznej”, biorącej swój początek od zbrodni bratobójstwa Kaina. Po raz pierwszy, gdy 14 lipca 1789 roku, po zburzeniu Bastylii, Wielka Rewolucja Francuska pod hasłami humanizmu „Wolności, Równości, Braterstwa” objęła swym krwawym terrorem całą Francję. A jak wiemy z historii tej rewolucji, hasło „równości” – a szczególnie jego realizacja z pomocą gilotyny, rzeczywiście zrównywała wszystkich, od głowy Ludwika XVI i Marii Antoniny, po głowy księży, chłopów i członków ich rodzin w Wandei i z innych obszarów Francji - ewidentnie naruszając dwa pozostałe człony i „wolności” i „braterstwa”. Toż właśnie w imię tak pojmowanej „sprawiedliwości społecznej” bolszewicy Lenina 7 listopada 1917 roku w Rosji - pod hasłem „grab zagrablionnyje” - krwawo rozprawiali się z tym wszystkimi, którzy inaczej od nich pojmowali „sprawiedliwość społeczną”. Zarówno Lenin, jak też Stalin, a po nich ich następcy – odwołując się do tradycji oświeceniowych i humanistycznych - posługując się terrorem i przemocą zaaplikowali nam wszystkim swoistą, a jakże realną „sprawiedliwość społeczną”.

Obie te rewolucje: francuska i rosyjska są świadectwem jak odwoływanie się do „rozumu ludzkości”, do „obowiązków ludzkości” staje się bezpośrednim tytułem egzekwowania „zbiorowej odpowiedzialności” od tych wszystkich, którzy zdaniem „oświeconych rewolucjonistów” nie wypełniają narzuconych im przez rewolucję wymagań.

Pozostaje mi odwołać się do tekstu „O sprawiedliwości” Kazimierza Ajdukiewicza, z 1939 roku, w którym odwołując się do „zasady równej miary” powiada on „Zaprzecza ona [zasada równej miary] temu, aby jakakolwiek określona grupa społeczna posiadała jakieś osobne uprawnienia z tego tytułu, że to ona właśnie, i twierdzi, że wszelkie wyróżniające ją uprawnienia zawdzięczać może każda grupa jedynie temu, że posiada pewną zaletę, którą mogłaby w zasadzie posiadać każda inna grupa. […] Zasada równej miary dostarcza nam metody, która w wielu wypadkach pozwala rozpoznać, że nie słusznie sądzimy jakoby nam się coś należało, czyli niesłusznie przyznajemy sobie pewne uprawnienia. Wystarczy mianowicie rozważyć, czy te uprawnienia, które sami sobie przyznajemy, bylibyśmy skłonni przyznać komukolwiek innemu[…][15]”. I – jak sądzę – ta formuła „zasady równej miary” w pełni wpisuje się w treść kategorycznego imperatywu moralnego Immanuela Kanta.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.