Publicystyka



Prawo Gogola: Artykuł III. O zarządzie majątkiem małżeńskim

Mikołaj Gogol

włącz czytnik
Prawo Gogola: Artykuł III. O zarządzie majątkiem małżeńskim

Tytułowy temat stanowi część praktycznej wiedzy życiowej, którą większość z nas zdobywa bez nauczycieli i na własne ryzyko. Nie ma tu uczonych doradców, gdyż ekonomiczni guru wolą szkolić biznes, który im za to najzwyczajniej płaci. Skoro – poza pismami kolorowymi – nikt się tym nie zajmuje, i nie ma w tej dziedzinie uznanych autorytetów i porządnych poradników, to każda kropla teorii jest warta uwagi. Czyżby znowu Gogol? Oczywiście, że tak!

Rozpocznijmy od tego, że sam nie musiał zajmować się przyziemnymi sprawami domowymi: rodzinną posiadłością pod Połtawą zarządzała matka i siostry, nieustannie jeździł z miejsca na miejsce ze służącym u boku, mieszkał zazwyczaj w wynajętych pokojach lub kątem u bogatych patronów, nigdy też się nie ożenił. Skąd więc miałby cokolwiek wiedzieć, jak to się dzieje ze wspólnymi pieniędzmi w małżeństwie? A jednak! Mamy tego dowód w postaci jego artykułu zatytułowanego „Czym może być żona dla męża w zwykłym życiu codziennym przy obecnym stanie rzeczy w Rosji?” napisanym równo 170 lat temu.

Gogol bez ceregieli rozdzielił rodzinne obowiązki: mąż-urzędnik jest od dbania o powierzony departament, żona – od pilnowania domu, on ma myśleć wyłącznie o „gospodarce całego państwa”, ona – o prowadzeniu wspólnego gospodarstwa. Pisarz skoncentrował się wyłącznie na stronie wydatkowej (księgowo ujmując: rozchodowej), nie bardzo zajmując się wpływami, co – jak może się wydawać – podnosi rangę jego konsultacji, robiąc wrażenie, że nie ważny jest wcale rozmiar majątku. Wywód Mikołaja Wasyljewicza rozpoczyna się od podania siedmiu kategorii wydatków, i tak: I – mieszkanie („z opałem, wodą, drwami”), II – wyżywienie („wraz z pensją dla kucharza”), III – tu mamy „ekwipaż: kareta, woźnica, konie, siano, owies”, IV – tu zaś garderobę („Wszystko, by móc pokazać się w świecie […] albo siedzieć w domu”), V – kieszonkowe, VI – „nadzwyczajne wydatki”, przykładowo: „wymiana mebli, zakup nowego ekwipażu”, także wsparcie dla krewnych w nagłej potrzebie, VII – to wszystko, co „dla Boga, to znaczy na cerkiew i dla biednych”. Gdyby szukać poprawek uwzględniających naszą współczesność, byłoby ich raczej niewiele: w punkcie I doszłyby media i telefony, w II – wyleciałby kucharz z jego poborami, w III – miejsce karocy, koni i furażu zajęłoby auto, benzyna i polisa ubezpieczeniowa. To, na co już teraz zwracam uwagę, to proponowany sposób podziału, bowiem pisarz twardo zaleca: „niech Pani rozdzieli pieniądze na siedem równych kupek”. Po wspomnianym podziale „po równo”, pada kolejna rada, tym razem natury buchalteryjnej: „Niech Pani zaprowadzi odrębną księgę rachunkową dla każdej kupki pieniędzy”. A kiedy już zrobione od linijki rubryki pokryją siedem kart papieru, Gogol szepcze do ucha pani domu: „Proszę zadbać o to, aby tych siedem kupek nigdy się nie wymieszało, niczym siedem odrębnych ministerstw”. To porównanie do ministerstw jest dalece udatne – niech przyznają to finansiści! – jako że i dzisiaj, jedną z zasad budżetów publicznych, i w państwie, i w samorządach gmin, jest ścisłe przypisanie wydatków do poszczególnych działów obwarowane niemożnością ich przenoszenia bez decyzji sejmu lub rady gminy.

Poprzednia 123 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.