Publicystyka



Śmieciowa choroba

Byś| MPO| segregowanie śmieci| śmieci| utylizacja| Warszawa| wolny rynek

włącz czytnik

Nie warto jednak przy okazji tego bałaganu skreślać całej idei walki ze śmieciami. Jesteśmy krajem bardzo zaśmieconym. Produkujemy rocznie ok. 10 mln ton śmieci, już prawie tyle samo na głowę mieszkańca, ile przypada na obywateli w świecie zachodnim, gdzie od dawna radzą sobie z tym problemem nieporównanie lepiej. Po pierwsze – segregowanie odpadów jest tam normalnością a nie „jakimś nowym dziwactwem”. A po drugie nie jest prawdą, że panuje tam złota wolność wyboru firmy odbierającej śmieci, jaką mieliśmy dotychczas i do jakiej teraz wzdychamy.

W mojej okolicy do wyboru do koloru mieliśmy przed ustawą kilka firm, które zabierały śmieci. Każdy wybierał którą wolał i po naszych uliczkach jeździły śmieciary, czasem po jeden kubeł od jednego odbiorcy. Był to także system marnotrawny, chociaż niektórzy mówią, że słuszny, bo wolnorynkowy.

Popieram wolny rynek; jak tu nie popierać, kiedy się większość życia spędziło w PRL-u. Jednak śmieci w dzisiejszych czasach to sprawa zbyt poważna, żeby mogła się wymykać spod restrykcyjnej kontroli administracji. Tymczasem w Polsce było dotąd wiele firm, które proponowały niższe stawki, miały powodzenie, uwijały się sprawnie i same zarabiały. Tęsknimy do tego modelu, tylko że w kraju jak długi i szeroki rosły nielegalne wysypiska, bo w to co najważniejsze i najdroższe – w utylizację odpadów te firmy na ogół nie inwestowały. Warszawska firma „Byś”, niewielka ale bardzo nowoczesna, jest tu raczej wyjątkiem, chlubnym rodzynkiem. A przecież wywóz odpadów z domowego śmietnika, to dopiero początek śmieciowej drogi. Najprostszy i najtańszy. Temat jest wielki a „schody” zaczynają się tam gdzie śmieci trzeba składować czy utylizować.

W krajach cywilizacyjnie rozwiniętych a przecież zarazem wolnorynkowych, nie zostawia się tej sprawy jedynie wolnej konkurencji. W dobrze zorganizowanych państwach europejskich, a także w USA, gdzie przecież maksymalnie dużo spraw obywatele załatwiają wolno-rynkowo bo praktycznie wszystko jest prywatne, akurat o tym co będzie ze śmieciami decydują władze regionu czy miasta. Miasto wybiera firmę, zawiera z nią umowę, a opłaty ściąga od obywateli razem z podatkiem lokalnym. Płacić muszą nawet ci, którzy w ogóle śmieci nie produkują. W niektórych krajach europejskich firmy śmieciarskie są tylko komunalne, a nie prywatne. I wszelkie obyczaje związane z wywozem odpadów są restrykcyjnie, urzędowo narzucane mieszkańcom i przestrzegane.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.