Świat



UE w walce z kryzysem, czyli jak legalność wypiera legitymizację

EMS| Komisja Europejska| kryzys| Lehman Brothers| pakt fiskalny| Parlament Europejski| traktat lizboński| Unia Europejska

włącz czytnik

W opisanej wyżej reakcji UE na kryzys zaskakują następujące elementy:
1.objętość zgłoszonych (i uchwalonych) propozycji legislacyjnych w dużej części odnoszących się do rynku wewnętrznego i/lub z konsekwencjami dla prawa pierwotnego UE;
2.bardzo krótki, jak na warunki unijne, okres czasu, w którym projekt przedstawiano i uchwalano;
3. preferowanie norm prawnych bezpośrednio obowiązujących i bezpośrednio stosowalnych;
4. zepchnięcie na daleki plan konsultacji społecznych i/lub oceny skutków nowych regulacji;
5.koncentracja procesu decyzyjnego w Komisji i/lub Radzie i/lub w Parlamencie Europejskim.
Z jednej strony zjawiska te są zrozumiałe. Celem UE jako specyficznego, ponadnarodowego poziomu rządzenia było i jest tworzenie jak najszybszych, namacalnych „rozwiązań“ i zachowanie nad nimi maksymalnej możliwej kontroli – i temu podporządkowała ona formę a de facto i treść odpowiednich propozycji legislacyjnych. Nie dziwi to w kontekście dotychczasowego rozwoju coraz ściślejszej integracji europejskiej (ever closer Union), której przejawy wraz z upływem czasu zaczęły dotykać bezpośrednio nie tylko kraje członkowskie, ale i ich obywateli (osób fizycznych i prawnych, które działały na ich terytorium). Nie dziwi to, ale niesie różnego rodzaju ryzyko.

Prymat ustawodawstwa

Po pierwsze trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że większość „antykryzysowych“ ustawodawczych inicjatyw UE była/jest z definicji reaktywna. Dlatego też stanowczo nie można oczekiwać, że rzeczywiście będą w stanie odwrócić obecny bieg wydarzeń i jego skutki, co chyba już widać. Prawdopodobne jest, że raczej na przyszłość zredefiniują obecne ramy legislacyjne, z czego oczywiście nie wynika, że są w stanie przewidzieć jaka ona będzie, jeżeli w ogóle jakiekolwiek próby przewidywań podjęto.

To podejście opiera się na założeniu „prymatu ustawodawstwa“ (zob. Cappelletti, Seccombe, Weiler 1985). Oznacza on, upraszczając, przedkładanie relatywnie częstego nowelizowania istniejących przepisów w odpowiedzi na aktualne zapotrzebowanie z nadzieją, że właśnie to działanie wystarczy do zmiany niesprzyjającej rzeczywistości nad skuteczne egzekwowanie i/lub  stosowanie zmian innych niż legislacyjne. W rzeczywistości dochodzi do zepchnięcia na drugi plan treści przygotowywanych przepisów, tylko na pierwszy rzut oka paradoksalnego, na rzecz samego procesu ich przyjmowania, który musi spełniać w zasadzie tylko jeden kluczowy wymóg – musi być odpowiednio szybki. Przykładem takiego podejścia może być kwestia systemów gwarantowania depozytów czy wspomniany juz sześciopak[3].

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.