TK



Łętowska. Powiedzieli, napisali... (odcinek 60)

włącz czytnik

Konstytucja takiej zdekoncentrowanej kontroli nie zabrania. Jej art 8, 178, 193 są od lat wskazywane jako prawna podstawa takich działań. Fakt, że grupa zwolenników takiej kontroli była mniejsza niż grupa przeciwników obawiających się (nie bez racji) rozchwiania zdekoncentrowanej praktyki. Wśród zwolenników zdekoncentrowanej kontroli konstytucyjności jest, min. oprócz piszącej te słowa, np. prof. B. Banaszak („Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz”, Warszawa 2009, s. 69-74 i 789-790). (…)

Sądy nie mogą wyręczać trybunału w wyeliminowaniu niekonstytucyjnych ustaw z systemu prawa. Tu trybunał ma monopol Sądy orzekając i rozpatrując konkretną sprawę cywilną, karną, z zakresu prawa pracy czy administracyjną, pomijają ten przepis, który jest „oczywiście niekonstytucyjny”. Sądy nie tyle nawet stosują nieopublikowany wyrok TK, ile czerpią z niego swoje przekonanie o oczywistości niekonstytucyjności normy, której nie zastosują mocą własnej kompetencji orzeczniczej. A uchwały SN i NSA to tylko przypomnienie o tej możliwości. (…)

Niepublikowane wyroki TK przynoszą informację o oczywistej niekonstytucyjności danej normy. Natomiast należałoby być bardzo ostrożnym w zachęcaniu sądów do formułowania samodzielnej oceny, i to nawet gdyby adwokaci jednej ze stron sporu stron usilnie o to zabiegali. Byłoby lepiej i ostrożniej, gdyby sądy ograniczyły się do sytuacji, w których Trybunał Konstytucyjny już wypowiedział się o niekonstytucyjności ustawy (nawet jeśli wyrok nie jest opublikowany). W innych wypadkach bardziej przezornie będzie zadać pytanie o konstytucyjność, czy to trybunałowi czy to SN. Oczywiście nawet przy niestosowaniu się do niewydrukowanych wyroków TK istnieje obawa dwoistości praktyki sądowej i administracyjnej. Ale to jest już skutek braku harmonijnej współpracy między egzekutywą i sądami, czego wymaga art. 10 w związku z preambułą konstytucji, a co ostatnio wyraźnie szwankuje. Niestety.

Może wreszcie przerwać ten kryzys nową ustawą naprawczą?

Mamy już nawet taki projekt ustawy. Zawiera on figiel konstytucyjny: mechanizm, który umożliwia prezydentowi (prokuratorowi generalnemu, trzem sędziom TK) decydowanie każdorazowo, sytuacyjnie o liczebności składu kontrolującego konkretną ustawę i o kolejności rozpoznania. W konsekwencji to nie projektowana ustawa, ale każdorazowa decyzja prezydenta decyduje at pleasure o tym, jak ma działać TK Do tego w projekcie jest mechanizm paraliżujący wydanie wyroku, gdy nie osiąga się większości 2/3 pełnego składu. To rozwiązanie jawnie niekonstytucyjne i za takie już uznane dawniej przez TK, od czego projektodawcy abstrahują. Mówiąc obrazowo: ustawa powinna czynić przewidywalnym tryb pracy samego TK. Tymczasem wmontowano tu kajdanki samozaciskowe, od których klucz leży w rękach organu egzekutywy. Podobną nieprzewidywalność mają przepisy regulujące stosunki państwo – Kościół (odesłanie do późniejszych ustaleń komisji, których albo nie powołano, albo w których decyduje ten, kto aktualnie jest silniejszy przetargowo) i przepisy o operacyjnych decyzjach służb o podglądach i podsłuchach. Same ustawy niewiele tu stabilizują w punktach strategicznych i dlatego są wiotką formą, która nie przesądza o konkretnych decyzjach w przyszłości A przecież w podziale władz to ma być równoważenie, a nie dominacja. Instrumentem regulacji ma być prawo (ustawa), a nie wola polityczna, do której realizacji ustawa otwiera drogę.

Trybunał Konstytucyjny

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.