TK



A. Rzepliński: O Programie działań na rzecz umiarkowanego postępu w granicach praw podstawowych

ACLU| Andrzej Rzepliński| HFPC| Konstytucja| Mandugeqi| niezawisłość sądów| państwo prawa| prawa podstawowe| precedens| Robert H. Jackson| Trybunał Konstytucyjny

włącz czytnik

Każda z tych spraw nie mogłaby być rozstrzygnięta – ot tak sobie: ktoś pisze skargę konstytucyjną w budzącej sprzeciw większości sprawie kontestowania flagi narodowej czy uzyskania przez policję dowodów przestępstwa, a kilku sędziów – ot tak sobie: wydaje mądry i sprawiedliwy wyrok. Takie wyroki mogą pojawić się tam, gdzie, poza wspomnianymi już wyżej warunkami, mamy utrwaloną wysoką kulturę prawną, społeczną i polityczną.

Precedensy doszlifowane w wyrokach przez sędziego Jacksona i innych wielkich sędziów amerykańskich nie zaistniałyby, gdyby nie pojawiały się w takich procesach wielkie amicus curiae amerykańskich organizacji pozarządowych, z których tu należy wymienić Amerykańską Unię Praw Osobistych (ACLU).

Dziesięć państw, które w 1949 roku powołały do życia Radę Europy, rok później w preambule do Europejskiej konwencji praw człowieka zapisały m.in: „zdecydowane jako Rządy państw europejskich, działających w tym samym duchu i posiadających wspólne dziedzictwo ideałów i tradycji politycznych, poszanowania wolności i rządów prawa, podjąć pierwsze kroki w celu zbiorowego zagwarantowania niektórych praw wymienionych w Powszechnej Deklaracji”. Myślę, że dzisiaj nie więcej niż 25 państw europejskich w równym stopniu jest dziedzicami tych czterech dziedzin, głównie są to państwa członkowskie Unii Europejskiej. A Rada Europy liczy obecnie 42 państwa, nie licząc lilipucich Andory, San Marino, Monako oraz Lichtensteinu. Pozostałe są wciąż u początku długiej i wcale niepewnej drogi do zakorzenienia się każdego z czterech elementów tej tradycji.

Niepewnej, bo kto zagwarantuje, że któryś z tych krajów młodej tradycji, kierowany przez wodza nie powróci za zgodą większości na manowce „lepszej” demokracji, albo reglamentowanego „wolnego” rynku, albo państwowej polityki ignorowania praw podstawowych, albo komenderowania sądownictwem. Każdy z tych „albo” oznaczałby klęskę krótkiego wciąż okresu dorabiania się poczucia zakorzenia się we wspólnym dziedzictwie. Że tak może być świadczą ostatnie lata dziejów naszego wielkiego sąsiada. Żeby taka groźba nie tylko nie zwisła na głowami tych, którzy chcą być dumni ze swojego kraju nie dlatego, że inni go się boją, ale chcą być dumni ze swojego kraju dlatego, że przez cudzoziemców traktowany jest jak oczywisty „swój”, jak współistotny członek rodziny - potrzeba nie tylko rządów prawa i podziału władz.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.