TK



Adopcja ze wskazaniem czy na życzenie

"okno życia"| adopcja| dobro dziecka| Krzysz­tof Orszagh| ośrodki adopcyjne| urząd stanu cywilnego

włącz czytnik

Przy­kład z życia

Dziecko powo­łane na świat nie jest, a przy­naj­mniej być nie powinno, nie­wy­god­nym podar­kiem, któ­rym można bez prze­szkód uszczę­śli­wić kogoś innego. Mniej czy bar­dziej „huma­ni­tar­nie”. Adop­cja ze wska­za­niem w pewien spo­sób zmu­sza, aby prze­ka­za­nie dziecka przez matkę było świa­dome i zwe­ry­fi­ko­wane, nastą­piło w spo­sób wia­ry­godny, a nie było odda­wa­niem „w ciemno”, komuś, kto wygląda wia­ry­god­nie i dekla­ruje jak naj­lep­sze chęci, ale o kim matka tak naprawdę nic nie wie. Jedy­nie to, że stoi za nim pan mece­nas. Czy on doko­nuje jakiejś wery­fi­ka­cji poten­cjal­nych rodzi­ców? Zapewne poda pro­ku­ra­to­rowi swoją filo­zo­fię i prak­tykę czyn­no­ści adopcyjnych.

Oczy­wi­ście, także doko­ny­wa­nie ocen psy­cho­lo­gicz­nych w ośrod­kach adop­cyj­nych bywa ska­żone ułom­no­ścią. Znam przy­pa­dek rodziny majęt­nej i wykształ­co­nej, pra­cu­ją­cej kilka lat za gra­nicą, wycze­ku­ją­cej bez­sku­tecz­nie wła­snego dziecka. Prze­szli przez sito adop­cyjne. Tra­fił do nich mały chłop­czyk, z któ­rego wyrósł duży ban­dyta. Dla­czego? Na mój nie­fa­chowy ogląd, z genów, ale i z mar­nego wycho­wa­nia, czy raczej jego braku. Dziecko wkro­czyło w świat ludzi żyją­cych dotąd tylko dla sie­bie i zaspa­ka­ja­nia swo­ich potrzeb. Miało być maskotką, a nie obo­wiąz­kiem. Jego potrzeb rodzice, jak­kol­wiek pełni jak naj­lep­szej woli, nie rozu­mieli. Jak i istoty zanie­dbań, któ­rych nawet nie potra­fi­liby sobie sami wyobra­zić. Gdy szu­kali po kilku latach pomocy psy­cho­lo­gów, było już na nią za późno. Bodajże wystą­pili o zrze­cze­nie się praw do mło­dzieńca, któ­rego po pro­stu już tylko się bali.

To przy­pa­dek skrajny. Ale życie z przy­pad­ków się składa, a nie z powta­rzal­nych reguł. Co w tym przy­padku nawa­liło? Może ocena psy­cho­lo­giczna przy­szłych rodzi­ców? Kogo teraz o nią winić? A gdyby jej w ogóle nie było?…

Ośro­dek adop­cyjny powi­nien uświa­da­miać rodzi­com – zwłasz­cza, gdy „biorą” dzieci z rodzin zwa­nych pato­lo­gicz­nymi, nawet tuż po uro­dze­niu – że może ich cze­kać wiele nie­spo­dzia­nek. Że to, co w wypadku wła­snego dziecka będzie tole­ro­wane, tu może wywo­łać ich nie­chęć lub żal, że nie wszyst­kie następ­stwa „posia­da­nia” dziecka się dadzą prze­wi­dzieć. A jeżeli potem nie będzie do kogo się zwró­cić, a „towar” się uzna za wybra­ko­wany? Rodzice z mojej opo­wie­ści mogli się zwró­cić o anu­lo­wa­nie adop­cji. Przy­znali się do porażki. A rodzic metry­kalny mece­nasa Orsza­gha? Co zrobi, jeżeli z nie­mow­lę­cia wyro­śnie nasto­la­tek z pro­ble­mami, któ­rym rodzi­ciel­ska miłość nie będzie w sta­nie podo­łać? Czy przed dziec­kiem też będzie uda­wać, że jest ojcem biologicznym?

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.