TK



Bez Dzikich Pól

antypolska propaganda| Dzikie Pola| Gorbaczow| Hetmańszczyzna| Majdan| reżim imperialny| Rosja carska| Tadeusz Różewicz| Ukraina| UPA

włącz czytnik

Jako dziewiętnastoletni student znienacka spotkałem się z tym zjawiskiem podczas przesłuchania w KGB, gdy naiwnie próbowałem udowodnić niewinność  naszego samodzielnie wydanego czasopisma literacko-artystycznego i odwołałem się w szczególności do opublikowanego w nim przekładu sztuki Tadeusza Różewicza oraz do faktu, że takie rzeczy całkowicie oficjalnie drukuje się w socjalistycznej Polsce. Śledczy uśmiechnął się krzywo, dając mi do zrozumienia, że mój argument jest nic niewart, i rzucił: „Nu, dobrze wiemy, co to takiego ta cała Polska!”.

Dodatkowo postrzeganie Rzeczypospolitej jako w pewnym stopniu także ukraińskiego dziedzictwa utrudniała nie tylko oficjalna antypolska propaganda, ale także pewne istotne cechy kształtowania się ukraińskiej tożsamości narodowej. U jej podstaw ukraińscy romantycy – od Gogola do Szewczenki – położyli kozacki mit o nadzwyczaj silnych motywach antypolskich, antyszlacheckich i antykatolickich. Mit ten kształtował się na początku XIX wieku w ramach całkowicie lojalnego wobec imperium małorosyjstwa – ideologii, która starała się traktować Ukraińców (wyższe warstwy kozackie) jako współtwórców i współwłaścicieli „rosyjsko-ruskiego” imperium, na równi z Wielkorusami.

Z biegiem czasu (i wraz ze stopniowym nacjonalizowaniem imperium przez Wielkorusów) ukraiński ruch patriotyczny stracił wspomnianą lojalność, jednak nie stracił immanentnej, genealogicznie uzasadnionej antypolskości. Jej przełamaniu nie sprzyjała ani trwająca dominacja polskiej szlachty nad ukraińskim chłopstwem na Prawobrzeżu, Wołyniu i w Galicji, ani – tym bardziej –dyskryminacyjna polityka II Rzeczypospolitej wobec Ukraińców w okresie międzywojennym. „Epoka nacjonalizmów”, jak nazwał XIX wiek Hans Kohn, nałożyła anachroniczne kategorie narodowe na wydarzenia XVI–XVII wieku i zinterpretowała konflikty stanowe i religijne na terenach Ukrainy jako „polsko-ukraińskie”. Ahistoryczna interpretacja przednowoczesnych wydarzeń w nowoczesnych kategoriach dominuje, niestety, do dziś, karmiąc resentymenty z obu stron i, co gorsza, zacierając istnienie Rzeczypospolitej jako pewnej całości, w której wystarczało miejsca nie tylko na konflikty, ale także na różnorodną współpracę i kontakty.

W efekcie nawet dziś mało kto na Ukrainie ma świadomość faktu, że Hetmańszczyzna była instytucjonalną kontynuacją Rzeczypospolitej, od której oderwała się po wojnach kozackich, ale zachowała w istocie ten sam system administracyjny, podatkowy, prawny i oświatowy. Mało kto w Kijowie wie dzisiaj, że w pierwszych 30 latach XIX wieku to przeważnie rosyjskojęzyczne (dzisiaj) miasto rozmawiało głównie po polsku (oraz oczywiście po ukraińsku i w jidysz) i że pierwsi Rosjanie pojawili się tu w roli stałych mieszkańców dopiero pod koniec XVIII wieku. Ogólnie rzecz biorąc, w ukraińskim społeczeństwie istnieje pewna niechęć i pewien lęk przed uznaniem polskich wpływów. Niechęć bierze się z imperialnego dziedzictwa i prorosyjskiej orientacji dużej części ludności, a lęk – ze słabości części proukraińskiej i jej braku pewności siebie.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.