TK



Bratkowski: Może być inaczej. Taniej i mądrzej

administracja publiczna| Bratkowski| Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość”| Leszek Ceremużyński| ochrona zdrowia| pacjenci| Regina Herzlinger| Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajmenych| ubezpieczenia społeczne| ubezpieczenia wzajmene| ZUS

włącz czytnik

Ubezpieczenia - i pomoc wzajemna

Proponowany system (szczegóły organizacji w raporcie) pobierałby składki od wszystkich obywateli kraju. Zgodnie z zasadami ubezpieczeń wzajemnych od wszystkich tej samej wysokości. Ile? Zadecydują statystyka zachorowalności i łączne koszty leczenia. Ale 150 zł miesięcznie da 57 mld zł rocznie! Przy 180 zł miesięcznie – ponad 83 mld zł… Prawie dwa razy tyle, ile dostaje służba zdrowia. A koszty własne systemu nie powinny przekroczyć 6% sumy składek. Z tanimi, powtarzalnymi lokalnymi systemami banków danych (o czym dalej).

Czy wszystkich byłoby stać na takie składki? Składki za ok. 8,5 mln dzieci i młodzieży poniżej 18-go roku życia, oraz za bezrobotnych, ok. 24 % łącznej sumy, pokrywałby budżet państwa i samorządy, czyli tym samym zamożniejsi podatnicy, z natury systemu podatkowego płacący więcej. Także – część albo całość składek od ok. 3 mln emerytów i rencistów o zbyt niskich emeryturach i rentach, którym i tak dzisiaj potrąca się ponad 100 zł miesięcznie. Można brać pod uwagę i dopłaty do składek ok. 2 mln rodzin o zbyt niskich dochodach na głowę członka rodziny. Czy budżet byłoby stać na to? W roku 2006 – niezależnie od wydatków na ochronę zdrowia – przekazał Funduszowi Ubezpieczeń Społecznych 24,5 mld zł dotacji (w 2007 r. – 23,9 mld). Dokłada kilkanaście mld zł rocznie do KRUS. Przychody pozaskładkowe FUS w roku 2006 wyniosły 16,7 mld zł. Dodajmy ewentualność przejęcia podatków akcyzowych od „producentów chorób” (od paliw, papierosów i alkoholu). Na marginesie: Rocznik Statystyczny nie podaje informacji ani o gospodarce ZUS, ani Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie są to jedyne fundusze pozabudżetowe o finansach, nieznanych szerokiej publiczności…

Najważniejsze szczegóły organizacji proponowanego systemu: po pierwsze, wybieralne reprezentacje pacjentów-ubezpieczonych i płatników-ubezpieczycieli (w tym i przedstawicieli budżetu), by kontrolowały funkcjonowanie agend systemu na każdym szczeblu organizacji. Jak przed wojną wobec ubezpieczalni okręgowych. Po drugie, składki – jak to w ubezpieczeniach wzajemnych – pozostają własnością wpłacających składki jako członków organizacji ubezpieczeniowej, a nie własnością tej organizacji.

Podstawowymi jednostkami organizacyjnymi systemu – poniżej szczebla okręgowego (regionalnego) – byłyby jednostki lokalne, grupujące od kilkudziesięciu do dwustu kilkudziesięciu tysięcy obywateli jako potencjalnych pacjentów (każdy obywatel musiałby obowiązkowo być wpisany w organizację dla takiej ochrony). Prowadziłyby one szczegółowe komputerowe rejestry stanu zdrowia, leczenia i pobieranych leków (do danych mieliby dostęp jedynie sami pacjenci i leczący ich lekarze). Z braku takich rejestrów i takich danych nie udało się po katastrofie Nowego Orleanu uratować kilkuset znalezionych nieprzytomnych pacjentów. W swej kampanii prezydenckiej Hillary Clinton postulowała jak najszybsze uruchomienie takich rejestrów – nie tylko ułatwią one diagnozy, ale pozwolą uniknąć strat, wywoływanych symulacją i korupcją w obrocie lekami. Będą konieczne także z innego powodu: bliskie już powszechne badania genomów (podjęte przez Harvard, w Polsce mamy podobno tańsze testy) wykryją z góry podatność każdego z obywateli na określone choroby, oporność i wrażliwość na określone leki, co jednak podważy interesy ubezpieczeń komercyjnych, oparte na ryzyku zachorowań, a nie na ich pewności.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.