TK



Dziewanowski: O kulawym diable i jego kulawym dziele

"Faraon"| "Mein Kampf"| Adolf Hitler| John Toland| Joseph Goebbels| Kazimierz Dziewanowski| Napoleon| NSDAP| propaganda| Wacław Długoborski

włącz czytnik

W dalszym ciągu spróbuję udowodnić, że to jest problem godny uwagi.

***

W historii jest znacznie więcej przykładów twórców propagandy, którzy sami w nią uwierzyli, i to tak mocno, że wierzyli w nią jeszcze wtedy, gdy nie wierzył w nią już nikt z tych, do których była adresowana. Jakże mocno szach perski wierzył w obraz, skonstruowany przez jego własną propagandę i przez pochlebców! Jakże był zaskoczony wybuchem rewolucji i jak trudno do końca było mu uwierzyć, że jego panowanie skończyło się, a naród go nienawidzi! Jak mocno wierzyli też w swoją propagandę greccy pułkownicy, którzy - choć byli zawodowymi wojskowymi – nie zadali sobie nawet trudu, aby podliczyć siły własne i tureckie, by porównać zasięg samolotów, by spojrzeć na mapę i sprawdzić, gdzie są położone bazy i jakie są szanse prowadzenia działań militarnych na Cyprze, a w rezultacie przerżnęli rozpoczętą przez siebie operację cypryjską tak kompromitująco, że utracili władzę. Stało się tak, ponieważ uwierzyli we własne hasła propagandowe, głoszące, że ich silna wola, determinacja, wyjątkowy i niepowtarzalny charakter ich grupy, której Bóg zlecił specjalną misję, to wszystko wystarcza, by rozwiązać każdy problem i zmusić do uległości innych (którzy są oczywiście słabsi, chwiejni, histeryczni i mniej od nich wartościowi).

Ile już było w dziejach tych nadzwyczajnych i niepowtarzalnych elit, które później, w chwili kryzysu, okazywały się gromadą nędznych, skorumpowanych oportunistów!

Czy nie znamy tego z własnych dziejów? Kto naprawdę wierzył w sukces „propagandy sukcesu”? Czyż nie było tak, że w chwili, gdy nikt już nie wierzył w hasła propagandowe Łukaszewicza, ani w trwałość i sens istnienia reżimu Gierka, w całą tę propagandę wierzyli już tylko oni dwaj? Ci, którzy  tę  propagandę  tworzyli ?

My wszyscy, zwykli czytelnicy gazet, patrzymy często na propagandę jako na rezultat  skomplikowanych i chłodnych kalkulacji, prowadzonych przez obradujące w ciszy sztaby, które doskonale znają prawdę o rzeczywistości, które podejmują długofalowe działania, mające na celu zmylenie masowego odbiorcy, ale same tym działaniom nie ulegają. Nic dalszego od prawdy! W rzeczywistości propaganda wyraża przede wszystkim nadzieje, poglądy, życzenia, fobie, aberracje i strach grup rządzących. Nie może się w niej ukazać nic, czego by one nie akceptowały, nie uważały za słuszne, czego by sobie nie życzyły. Jak owe słynne „listy proskrypcyjne” Solidarności, które służyły do uzasadnienia stanu wojennego, lecz których nikt nigdy na oczy nie widział, ponieważ ich nigdy nie było, w które nikt nie wierzy, z wyjątkiem ludzi reżimu; oni zaś wierzą w nie święcie, bo to usprawiedliwia ich własne postępowanie. Oni zresztą nie potrafią pojąć, że można prowadzić masową działalność społeczną  o wielkim natężeniu – i nie sporządzać list proskrypcyjnych. Chociaż przez szesnaście miesięcy Solidarności nie tylko nikogo nie zabito, ale nawet nie uderzono, a trupy zaczęły padać dopiero po trzynastym grudnia, ludzie reżimu wierzą, że Solidarność opowiadała się za przemocą, przed którą naród obronili oni. Piszą tak, bo to wyraża ich przekonanie, choć nie wierzy w to nikt poza nimi.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.