TK



Jan Rokita: O paradoksie władzy w czasach pryncypatu

Adam Michnik| AWS| Donald Tusk| Jarosław Kaczyński| Platforma Obywatelska| Prawo i Sprawiedliwość| pryncypat| republikanizm

włącz czytnik

Ten ostatni przypadek wart jest szczególnej uwagi; zazwyczaj bowiem władza traktuje afery korupcyjne w swoich szeregach jako nieszczęście albo co najmniej kłopot, bardzo rzadko zaś – jako wyborną okazję dla przeprowadzenia rozległej intrygi personalnej. Następnie szef PO ukończył proces przekształcania swojej formacji w partię nowego typu, w której wszelka próba podniesienia publicznej debaty o sprawach państwa albo własnego obozu kwalifikowana jest jako poważne wykroczenie, bliskie zdrady, zaś pierwszym prawem rządzącym organizacją jest uległość względem nawet najbardziej kapryśnej woli lidera i publiczne głoszenie jego chwały (minister transportu posunął się nawet do ogłoszenia genialności swojego przywódcy i prawie nikogo to nie zdziwiło).

To sprawiło, że publiczne enuncjacje polityków z konieczności utraciły związek ze światem realnym, przekształcając się w nieznośną dla normalnego umysłu i straszliwie monotonną ewokację stanów emocjonalnych. Z kolei takie przekształcenia partii prowadzić musiały do upadku znaczenia parlamentu, który z natury jest ciałem deliberującym i głosującym. Kiedy więc deliberacja o realiach została zakazana nie tylko na forum izby, ale nawet sejmowych komisji, a głosowanie stało się w zasadzie (z bardzo rzadkimi, motywowanymi religią wyjątkami) sprawdzianem subordynacji wobec lidera – sam parlamentaryzm w przyspieszonym tempie zaczął się stawać polityczną atrapą. W końcu premier obsadził swoje kolejne dwa rządy i inne kluczowe stanowiska w państwie z wyraźną dbałością o to, aby ludzie je sprawujący albo nie mieli wystarczającego charakteru, albo pozycji politycznej, albo zostali spętani więzami instytucjonalnej zależności, tak by być zmuszonymi do uległości.

W ten sposób republikański model stosunków politycznych ewoluował w stronę sui generis pryncypatu. Osobista władza princepsa jest tylko do pewnego stopnia związana z formalno-prawnymi kompetencjami (bynajmniej w Polsce niebłahymi), jakie daje stanowisko szefa rządu. Panowanie lidera PO rozciąga się bowiem daleko ponad dziedzinę tych kompetencji, przykładowo: na władze samorządowe, w których (jak ostatnio w Małopolsce) poleca imiennie, kogo usunąć, a kogo powołać, albo na Trybunał Konstytucyjny, którego sędziów akceptuje przed dokonaniem formalnego wyboru. Bezwzględnie podlegają mu posłowie własnego obozu, których może postawić bądź skreślić z list wyborczych.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.