TK



Jan Rokita: O paradoksie władzy w czasach pryncypatu

Adam Michnik| AWS| Donald Tusk| Jarosław Kaczyński| Platforma Obywatelska| Prawo i Sprawiedliwość| pryncypat| republikanizm

włącz czytnik

Kluczowe jednak nie są nawet owe suprapremierowskie prerogatywy, ale raczej realna pozycja pierwszego (princeps) i najlepszego obywatela (optimus civis), bez którego co najmniej domniemanego przyzwolenia nie jest wykonywana żadna praktycznie władza polityczna. To ten właśnie fakt wywołuje szczególną irytację opozycji, która skłonna jest interpretować go jako swego rodzaju nieformalną zmowę. W prowincjonalnym Krakowie mogłem swego czasu obserwować, jak upowszechniana szeptem pogłoska (jak się miało później okazać – nieprawdziwa), iż „Tusk podobno jest przeciw” blokowała lokalne decyzje władz publicznych albo modyfikowała ich politykę. W analogii do republiki rzymskiej, która pierwsza zdefiniowała tego rodzaju ewolucję władzy, rzec można, że szef PO posiada dziś w Polsce auctoritas principis; a jego realna funkcja państwowa – jakby ją określił Cyceron – to rector rei publicae – sternik państwowej nawy.

Władza jako emocjonalne widowisko

Ale współczesną polityczną auctoritas buduje się przecież – by posłużyć się celnym cytatem z Krzysztofa Rutkowskiego – „osiągając najbardziej eksponowaną pozycję widowiskową dla siebie i swojej trupy oraz utrzymując ją jak najdłużej dzięki sztuczkom mediantów-specjalistów”. Jeśli premier za jednym zamachem chce przekonać, że niezupełnie gotowa autostrada jest jednak całkiem gotowa, a Murzyni są – wbrew angielskiej telewizji – w Polsce bardzo kochani – to zawiadamia odpowiednie media, że właśnie ową niegotową/gotową autostradą będzie jechać na obiad do swojego kolegi Murzyna. Tak działa władza, jako mechanizm permanentnej kreacji widowiska.

Najważniejsze dla władzy są te odsłony widowiska, które pobudzają silne i tożsamościowe zbiorowe emocje. Znanym i nieźle już opisanym wynalazkiem szefa PO jest to, że można nieustannie pobudzać złe ludowe emocje, ukierunkowując je w stronę własnych politycznych przeciwników. Ten wynalazek nie tylko dał władzę PO, ale umożliwił również skonstruowanie sprawnej jak dotąd maszynerii dla jej utrzymywania. Jasno z tego wynika, że ci spośród „mediantów” (czyli uczestników widowiska zdolnych zwracać na siebie większą od innych uwagę), którzy ową maszynerią potrafią skutecznie się posługiwać, muszą pełnić doniosłą rolę w hierarchii władzy. Ta ich pozycja nie wynika ani z jakichś cnót umysłu bądź charakteru, ani też woli i możności przeobrażania państwa bądź jego praw. Jej źródłem jest umiejętność publicznego zwalczania, a jeszcze lepiej – obrzydzania przeciwnika.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.