TK



Prawo w praktyce – uwagi mieszkańca wsi winnego z definicji

biurokracja| Michaił Sałtykow-Szczedrin| opłaty za wycinkę drzew| świadomość prawna| Trofim Łysenko| Trybunał Konstytucyjny| zasada domniemania winy

włącz czytnik

Przyjrzyjmy się tym opłatom i temu, co z nich w praktyce wynika. 11 tys. zł za wycięcie jednego drzewa to dla sporej części mieszkańców wsi suma astronomiczna. Wprawdzie poziom życia na wsi w ostatnich latach bardzo się podniósł, ale ciągle są tu ludzie żyjący za 1200 zł miesięcznie (choć są i rolnicy kupujący ciągniki za kilkaset tysięcy i jeżdżący audi lub BMW). Ale, nawet dla tych jeżdżących audi, 11 tysięcy to bardzo dużo. W praktyce takie prawo stawia sporą część ludności w pozycji potencjalnego przestępcy, a kary spadają na zasadzie, „na kogo popadnie, na tego bęc”.

Prawie nikt nie wycina drzew bez potrzeby, dla przyjemności, lub dla hecy. Najczęściej wycinka jest z jakiegoś powodu konieczna: drzewo utrudnia manewrowanie ciągnikiem z przyczepą, uniemożliwia wjazd na pole lub posesję kombajnem, rośnie za blisko domu i podczas wichury gałęzie strącają dachówki, lub zrywają przewody elektryczne, i tym podobne. W żadnym z tych przypadków prawo nie przewiduje uzyskania zgody ze zwolnieniem od opłaty. Co ma więc zrobić człowiek niezbyt zamożny? Po prostu bierze piłę i wycina, licząc na to, że nikt nie doniesie. Jest to znakomity przykład na to, jak źle skonstruowane prawo może zmuszać ludzi do jego łamania. Zgodę bez opłaty można uzyskać tylko wówczas, gdy drzewo zagraża bezpieczeństwu ludzi, lub jest martwe, a i to pod pewnymi warunkami.

Gdy drzewo zagraża bezpieczeństwu ludzi (np. bardzo duże drzewo, które może przewrócić się na dom), można zostać zwolnionym od opłaty za jego wycięcie, ale warunkowo. Warunkiem jest posadzenie w zamian kilku innych drzew na tej samej działce. Drzewa te muszą się przyjąć, a co jeśli się nie przyjmą? Tu dochodzimy do błędnego koła absurdu. Zazwyczaj gmina nakazuje posadzenie w zamian pięciu drzew. Tegoroczne lato przyniosło, tu gdzie mieszkam, kilkumiesięczną suszę. Zima była prawie bezśnieżna, a później prawie nie było opadów i tak jest do tej pory, do października. Kilka małych drzewek, posadzonych 2-3 lata temu, nam po prostu uschło (dwie wierzby, dąb czerwony, i 3 drzewka owocowe). Co by było, gdyby spotkało to kogoś, kto uzyskał wcześniej taką warunkową zgodę i rzeczywiście posadził tylko 5 drzew (a nie ponad 20, jak ja)? Musiałby zapłacić ogromną sumę, która by go zrujnowała (pamiętajmy, że ok. 40 procent ludności wiejskiej to emeryci). A przecież na suszę nie ma się wpływu. Czy nie lepiej zatem o nic nie prosić, tylko ciach, i liczyć na to, że nikt nie doniesie?

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.