TK



Wolność słowa, durniu!

"Rzeczpospolita"| Cezary Gmyz| dziennikarz| Jarosław Kaczyński| SDP| standardy informowania| The Economist| wolność słowa

włącz czytnik

Gdy widzę: ”wysoki urzędnik resortu, członek kierownictwa partii, człowiek zbliżony do…, jeden z ekspertów – i za  każdym razem – który woli zachować anonimowość”, to nie wiem czy faktycznie kryje się za tym konkretna osoba, czy to taka figura hipotetyczna. Już lepsze jest: ”w kręgach zbliżonych do…”

Tego typu nadużycie miewa też indywidualny charakter. Dziennikarz, który się powołuje na anonimowe źródło może zmyślać jakąś historię dla sławy mołojeckiej. Czasem ją w jakimś stopniu ubarwić.  Coś wybić i coś zatuszować, a takie zabiegi są trudne do udowodnienia. Gdy coś takiego ma miejsce, to zapewne kryje się za tym korupcja. To było i w PRL i może wrócę kiedyś do tego tematu, ale tutaj byłaby to dygresja. To co istotne w takim postępowaniu to naruszenie żelaznej zasady; pod żadnym pozorem i w żadnej sytuacji nie wolna konspirować z informatorem przeciw własnej redakcji ! Poza biedą jaką to może sprowadzić na redakcję, zwalnia ja od innej żelaznej zasady; lojalności wobec swojego dziennikarza, działającego w dobrej wierze i z należytą starannością. Może ona chronić nawet przed sadem karnym, który ocenia czy była wystarczająco należyta. Równie ważna jest ona w samej redakcji, gdzie fachowcy lepiej od sędziów wiedzą na czym ma ona polegać.

Dobra praktyka dziennikarska wymaga, by nieprosta informacja, nawet z jawnego źródła znalazła potwierdzenie w innym  źródle. Jeśli podstawowe źródło ma zostać tajne, kontrola musi być dokładniejsza. Dobrze gdy źródeł jest więcej. Bardzo często dotarcie do nich, przeanalizowanie, zwłaszcza pod presją czasu, przerasta możliwości nawet bardzo sprawnego reportera. Często pracuję oni w tandemie. Często przy nazwisku reportera widzimy: ”współpraca” i inne nazwiska. Cała ta grupa na ogół wie kto był źródłem i jest zobowiązana do zachowania tajemnicy. Czasem, na tej samej zasadzie musi to wiedzieć i ocenić wartość źródła i informacji szef dziennikarza przy podejmowaniu decyzji o publikacji.  Przez kilka lat miałem do czynienia w redakcji m.in. ze sprostowaniami, sprawami grożącymi procesem czy procesami gdy do nich dochodziło. Najczęściej było to przy trudnych tematach z zakresu dziennikarstwa śledczego i służyło bezpieczeństwu zarówno redakcji jak i reportera. Dlatego też nieraz odpowiedzialność ponosi nie tylko on, ale i jego szefowie.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.