Publicystyka
Czyli życie dzisiejszego menela z wczorajszą przeszłością w otoczeniu willowy.
Józek idzie dziś do białej willi pod lasem, będzie tam grabił liście. Nie codziennie ma robotę, ale też nie codziennie chce ją mieć. Nie dlatego, że pieniędzy ma dość, bo nie ma. Nie pamięta już kiedy dostawał stałe wypłaty, a wieku do emerytury nie osiągnął – skończył dopiero 60 lat. Do stałej roboty od dawna nikt go nie weźmie – trunkowy jest. Zresztą nie zabiega, mówi że przywykł żyć sobie na luzie. Czasem kapnie zasiłek z pomocy społecznej, ale jak nie, to też nie narzeka.
Mieszka za darmo w domu co go sam pobudował w czasach jeszcze PRL, kiedy forsy miał jak lodu. Pod kuchnią pali drewnem którego w okolicznych lasach leży ile kto chce. Ciuch każdy na grzbiet dostanie czy to w opiece społecznej czy to w kościele – ubrania przewalają się teraz nawet prawie nowe. Chleb, pasztetowa, kartofle czy kasza, kawałek kiełbasy coś na zupę – to nie jest drogie, a ugotować sobie umie. Od kiedy okolica, dawniej pusta, zabudowała się bogatymi willami, nie brakuje też dorywczej roboty. Jedni chcą żeby im skosić czy zgrabić, inni samochód umyć. I co zarobi to na codzienne życie starczy. Do niedawna jeszcze samochody reperował w okolicznych warsztatach. Teraz już się nie nadaje, ręce się trzęsą, oczy do niczego.
- Ale roboty, gdybym tylko chciał, miałbym potąd – pokazuje ręką na szyję – tyle że nie potrzebuję, na co mi pieniądze?
Niezbędnie potrzebne jest codziennie 6 złotych na butelkę „mamrota” – tak po serialu „Rancho” zaczęli tu nazywać „nalewkę” z miejscowego sklepu. Trzeba mieć tę szóstkę obowiązkowo, bo bez butelki nie da rady. W sklepie na kredyt już nie dadzą, ale kiedy bida przyciśnie, te parę złotych zawsze ktoś pożyczy. Wystarczy zadzwonić do jednej czy drugiej willi gdzie go znają bo grabił liście, jest grzeczny, nie odmówią.
Co to dla nich te 6 złotych? Nic. A dla niego recepta na przeżycie.
*
- Za Gierka forsy miałem jak lodu. Panisko byłem.
Bywało, że dwie, trzy moje własne bryki stały na podwórku. A każdy wie jak wtedy trudno było o prywatną ciężarówkę. Tyle że miałem lepszy niż inni dostęp – w fabryce mebli kierowcą byłem, mogłem nawiązać znajomości. Ogłosili, na przykład, w moim zakładzie przetarg na zużyte wozy. Z kierownikiem transportu dobrze żyłem, nim był przetarg, wszystko miałem dogadane. Oficjalnie za „jelcza” chcieli w przetargu 60 tysięcy. Okazja. Za taką cenę chętnych czekały setki, bez szans. Ale głupi nie byłem, już wcześniej dałem kierownikowi do ręki 90 tysięcy. I przetarg wygrałem. Bryka była jak nowa, bo mało ją puszczali w trasy.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Artykuły powiązane
Brak art. powiąznych.
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Brak komentarzy.