Publicystyka



Głupi nie byłem

włącz czytnik

***

- Mój ojciec w wojnę trafił do Dachau. Tam poznał moją matkę, Rosjankę i zaraz u Niemców się z nią ożenił. Po wojnie najpierw przenosił się z miejsca na miejsce, bo miał już inną żonę sprzed wojny, czyli bigamię popełnił i bał się, że go złapią. Nim tu pod Warszawą rodzina osiadła, oprócz mnie jeszcze dwie siostry się urodziły. Każde z nas rodziło się w innym mieście.

Ale w 50. latach ojciec postanowił już osiąść w jednym miejscu. Kupił tu pod Warszawą okazyjnie działkę i zaczął się budować. Akurat wtedy Ruscy stawiali Pałac Kultury. Zgadał się z nimi, że odstąpią mu niedrogo trochę uszkodzony materiał. I przywozili segmenty gotowe do zamontowania. Stanął dom, można powiedzieć na radzieckiej technologii.

Do tego domu wprowadziłem swoją pierwszą żonę.

Helenkę poznałem kiedy jeszcze chodziłem do technikum, a ona do podstawowej. Spotykaliśmy się, ale kiedy mnie wzięli do wojska, ona poznała faceta, wyszła za niego i mieli syna Romana.

Nie układało jej się w tym małżeństwie, to jak wróciłem z wojska mówię – rozwiedź się, mnie dziecko nie przeszkadza, a ciebie kocham. Odeszła od tamtego, żyliśmy na kocią łapę. W ósmym miesiącu była, kiedy poszliśmy do urzędu zapisać się na ślub. Urodziła się córka, Barbara, moje jedyne dziecko. Nie widziałem jej chyba już 20 lat.

Kiedy rodzina tak się powiększyła, w tym domu co z Pałacu Kultury był zbudowany zrobiło się tłoczno. Kłótnie i tak dalej, więc mówię: dosyć tego, stawiam obok drugi. Teren przecież duży. Były czasy Gierka, modne zrobiły się fabryki domów. Głupi nie byłem. Pojechałem do jednej, zgadałem się, tak i tak, powiedzieli że mogą tanie płyty sprzedać, jak będą, powiedzmy, uszkodzenia w produkcji.

Miałem wtedy dwa jelcze, jednego opchnąłem, żeby mieć gotówkę na materiał. Sam wylałem fundamenty, jak wyschły wynająłem dźwig z operatorem. Przywiózł płyty, stawialiśmy je prosto z ciężarówki – operator trzymał segment na linach, podjeżdżał, ustawiałem równo i spawałem, najpierw na winklu. Spawania w szkole się nauczyłem. W jeden dzień postawiliśmy dom bez dachu.

Zamieszkaliśmy i mogło być dobrze. Niestety z Helenką zaczęły się awantury. Jak rodzinę założyłem, bardzo się uwijałem – robiłem przy samochodach i dom stawiałem. Ale wódka wróciła i robiła swoje. Uderzyłem ją kiedyś za bardzo, złamałem obojczyk. Potem drugi błąd zrobiłem i o mało co butla z acetylenem by wybuchła, wszyscy byśmy w powietrze wylecieli. Nerwowy się zrobiłem i życie mi zbrzydło. Robię nieraz w garażu przy samochodzie, patrzę na sufit i za sznurem się oglądam. Taka myśl ciągle mnie wtedy nachodziła.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.