Publicystyka



Polskie drogi

włącz czytnik

To, że akurat nam się poszczęściło i na danej drodze nie ustawiono bezsensownych znaków ograniczających prędkość „bo tak będzie bezpieczniej” także nie gwarantuje nam szybkiego dotarcia do celu. Bo możemy na przykład trafić na jadący przed nami traktor z opryskiwaczem i przytroczoną z tyłu furmanką. Albo na stary autobus PKS-u rozwijający prędkość podróżną w porywach do 60 km/h. Na parkę rowerzystów z młodymi krążącymi naokoło. Na ciężarówkę z demobilu jadącą pod górę na jedynce. Na trzymającego się na lakierze Transita z niemieckiego szrotu, przygniecionego do ziemi towarem. A to wszystko na wąskiej, krętej drodze z podwójną ciągłą na środku. Każdy taki wlokący się samochód ciągnie za sobą sznurek innych, które czekają na możliwość by go wyprzedzić. W ten sposób jedna zawalidroga opóźnia podróż kilku, a nawet kilkunastu samochodów... i nic na to poradzić nie można, bo przecież mu wolno tak jechać, a poza tym on szybciej nie da rady, a tak w ogóle to mu się nigdzie nie spieszy.

Na drodze dwujezdniowej (coraz więcej ich mamy całe szczęście) ten problem znika. Ale nie oznacza to, że możemy spokojnie, szybko i sprawnie dotrzeć do celu. Bo to, że droga ma dwie jezdnie z pasem zieleni nie oznacza, że nie można ustawić na niej co kilkaset metrów sygnalizatorów z nieodmiennie czerwoną falą. Bo należy przecież umożliwić tym parunastu samochodom na godzinę włączenie się do ruchu z bocznej drogi, a i czasami jakiś pieszy się trafi. No i oczywiście, dla zwiększenia bezpieczeństwa przed każdym takim skrzyżowaniem należy obowiązkowo wyznaczyć 100 m odcinek z ograniczeniem prędkości do 70 km/h i najlepiej jeszcze ustawić fotoradar, to sobie gmina zarobi. A że przez to wszyscy będą musieli hamować nawet przed zielonym światłem? Ano trudno, bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nieliczne trasy naprawdę szybkiego ruchu, z bezkolizyjnymi skrzyżowaniami nie poprawiają tu wiele, bo co rusz zdarza się, że o ile na samej trasie jedzie się szybko, to zjeżdżające z niej samochody skutecznie rozjeżdżają miasteczka i wsie, bo nie zadbano o budowę dróg dojazdowych i zjazdowych, które przejęłyby ten wzmożony ruch. A winnych, jak zwykle, nie ma... a jeżeli już, to są nimi kierowcy...

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.