Publicystyka
No i jak zwykle temat kolejnego wpisu znalazł się sam, choć w ostatniej chwili. Jak podała bowiem "Gazeta Prawna" do świadomości naszych prawodawców przebiły się wreszcie krytyczne uwagi pod adresem testamentów ustnych i postanowili je zlikwidować. A mnie pozostaje tylko napisać, że szkoda, że tak późno.
O co w tym wszystkim chodzi? Ano zacznijmy od tego co to jest testament ustny. Jest to testament sporządzany poprzez wyrażenie swej ostatniej woli w obecności trzech świadków przez osobę, która obawia się rychłej śmierci. No i rozumiem, że w tym miejscu sam nasuwa się obraz człowieka, który na łożu śmierci rozrządza majątkiem wobec zebranej rodziny. Albo ciężko rannego w wypadku samochodowym, który wobec zebranych gapiów oświadcza, że cały majątek zostawia bratankowi. Tyle tylko, że gdyby tak to właśnie wyglądało, to nie byłoby żadnego problemu. Ale niestety wygląda to zupełnie inaczej. A jak? Ano popatrzmy.
Pierwsza sprawa. Wniosek o stwierdzenie nabycia spadku, z testamentu ustnego na rzecz wnuczki. Jest spisany testament, wszystko wygląda ładnie... ale potem zaczynam przesłuchiwać świadków i czar pryska. Bo co się dowiaduję? Ano że faktycznie to było w ostatnią Wigilię, No i faktycznie tam wszyscy siedzieli. I babcia mówiła, że to już jest chyba jej ostatnia Wigilia. No i że babcia powiedziała, że to mieszkanie to przepisze na wnuczkę Weronikę. Dobra. Ale gdzie tu testament? Gdzie kategoryczna wola rozrządzenia majątkiem na wypadek śmierci? Gdzie świadkowie przywołani by byli adresatami oświadczenia woli? Nie ma. Jest tylko gadanie przy stole. Świadkowie w dodatku wprost mi powiedzieli, że tego co spadkodawczyni mówiła to nie brali na poważnie, bo takich "ostatnich Wigilii" to już było parę, a o tym "przepisaniu" to też słyszeli od paru lat.
Druga sprawa. Ponownie testament ustny, tym razem na rzecz bratanicy. Znowu słucham trzech świadków. Tak, byli u cioci. Owszem, była już słaba i chora, nie wstawała z łóżka. No i powiedziała, że po jej śmierci wszystko ma dostać Krystyna. Pięknie. Ale potem zaczynam drążyć temat, i słyszę od dwójki świadków, że tak naprawdę to ze spadkodawczynią to rozmawiała tylko mama, a oni to siedzieli przy stole i oglądali album ze zdjęciami, albo chodzili po domu, bo trzeba było coś tam pomóc posprzątać. W zasadzie coś tam słyszeli, ale nie zwracali uwagi, bo nie uczestniczyli w rozmowie, mama omawiała z ciocią jakieś sprawy. A skąd wiedzą o testamencie? Ano w rodzinie wszyscy wiedzieli że ciocia chce żeby tak było, no i mama im powiedziała. I gdzie ci trzej świadkowie jednocześnie obecni? Świadkowie wobec których wyrażono ostatnią wolę? Którzy mieli świadomość, że są adresatami wypowiedzi testatora? Ano nie było. I testamentu też nie było.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Brak komentarzy.