Publicystyka



Polskie drogi

włącz czytnik
Polskie drogi
Jazda pod prąd. Foto: policja.pl

Wybrałem się w podróż na drugi koniec Polski, ku Kotlinie Kłodzkiej i tamtejszym pięknym górom. Jakby ktoś zabłądził w okolice Lądka Zdroju to polecam odwiedzenie nie tylko Jaskini niedźwiedziej, ale i kopalni fluorytu (dla celów marketingowych nazywanej kopalnią uranu) w Kletnie. Wprawdzie nie ma w niej ani stalaktytów ani stalagmitów, ale za to można zobaczyć jak wyglądają korzenie od dołu, i legalnie nałupać sobie ametystów, hematytów i innych takich (jak się komuś poszczęści). A po wszystkim można zajść na obiad do pobliskiej motocyklowej restauracji. Karmią smacznie, niedrogo i nie mają problemów z opanowaniem wpływu zamówień.

Ale nie o tym chciałem pisać. Żeby dostać się do celu (i z powrotem) pokonałem ponad 1.000 km po polskich drogach, co dało mi dużo czasu na rozmyślanie o różnych rzeczach, a zwłaszcza o jakości polskich dróg. A jakie one są każdy widzi. Cała sieć drogowa jest ewidentnie niedostosowana do dzisiejszego natężenia ruchu. Drogi, które funkcjonowały bardzo dobrze przez całe dziesięciolecia teraz nie wytrzymują obciążenia, co w połączeniu z niedostatecznymi nakładami na ich utrzymanie powoduje, że pojawia się na nich coraz więcej dziur, mniej lub bardziej nieudolnie łatanych. Czasami zresztą po naprawie droga wygląda jeszcze gorzej niż przed nią, bo w miejsce niewielkiego dołka pojawia się na niej całkiem spora górka. Nawet jeśli uda się trafić na odcinek przyzwoicie równej drogi, to mamy bardzo duże szanse natrafić na inne „atrakcje”. Na przykład ograniczenie prędkości do 70 km/h na odcinku jakichś 100 m, bo akurat w tym miejscu jest wyjazd z przydrożnego baru. Baru, który zamknięto dawno temu, ale zakaz został. Ograniczenia prędkości stawiane przed zakrętami, które może i były niebezpieczne dla kierującego Wartburgiem ale nowsze samochody są w stanie je bezpiecznie pokonać przy normalnej prędkości. Ograniczenie do 40 km/h stawiane dlatego że ktoś tam kiedyś potrącił pieszego, który mu wlazł na jezdnię. No i oczywiście ograniczenie do 30 km/h, bo na poboczu trwają roboty drogowe. A to że jest niedziela, i żadnego robotnika na budowie nie ma jest bez znaczenia. Że o znakach które po zakończeniu robót „zapomniano zdjąć” nie wspomnę.

Poprzednia 123 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.