Publicystyka



Spory wokół ugody z komunistami w końcu lat 80-tych XX wieku

Bronisław Geremek| Czesław Bielecki| fenomen Solidarności| Franciszek Blachnicki| Jacek Kuroń| Jan Lityński| komitet obywatelski| Krzysztof Wyszkowski| Lech Wałęsa| PRL| Solidarność Walcząca| stan wojenny| TKK NSZZ "Solidarność"| Wojciech Jaruzelski| Zbigniew Bujak

włącz czytnik
Spory wokół ugody z komunistami w końcu lat 80-tych XX wieku
Przegląd Wiadomości Agencyjnych, nr 17, 1985

Stan wojenny na krótko zakopał podziały między zwolennikami ugody i ustępstw wobec komunistów a domagającymi się twardego i bezkompromisowego postępowania wobec władzy. Grudniową bitwę „Solidarność” przegrała. „Jeżeli my, działacze, do których różne informacje w jakiś sposób docierały, dla nas były niewiarygodne, nie wierzyliśmy w to i dla nas cały ten stan, i forma, w jakiej został zrobiony, było wielkim zaskoczeniem, to wyobrażam sobie, jakim to zaskoczeniem musiało być dla wszystkich ludzi, dla członków związku, w zakładach pracy. Ogromne zaskoczenie” – tłumaczył przywódca mazowieckiej „Solidarności” Zbigniew Bujak, któremu po 13 grudnia 1981 roku udało się uniknąć uwięzienia[1].

Reżim Jaruzelskiego bardzo szybko opanował sytuację, rozprawiając się z nieprzygotowanym do siłowej konfrontacji, prawie 10-milionowym związkiem. W takiej sytuacji głos zabrał Kościół katolicki. W ogłoszonych 5 kwietnia 1982 roku „Tezach Prymasowskiej Rady Społecznej w sprawie ugody społecznej” zawarto propozycję „nowej, wewnętrznej ugody społecznej, na wzór umowy społecznej zawartej w sierpniu 1980”.

Jej podstawą miało być uznanie przez władzę podmiotowości społeczeństwa, respektowanie faktu istnienia niezależnej opinii publicznej, zrozumienie przez rządzących, że bez dialogu i uzgodnienia ze społeczeństwem spraw istotnych, z kryzysu wyjść się nie da. Z drugiej zaś strony nieuniknionym warunkiem stabilizacji wewnętrznej jest rozumienie przez społeczeństwo wymogów ustrojowych i obiektywnej sytuacji państwa oraz jej zdeterminowania przez istniejące układy międzynarodowe. Dalej stwierdzano, iż „tylko wzajemne zrozumienie i współpraca między społeczeństwem a władzą dawały szansę przetrwania i zabezpieczenia osiągnięć odnowy. Tego zrozumienia i dobrej woli, a także wyobraźni i odwagi zabrakło po obu stronach”[2].

Stanowisko to zostało przez wielu przyjęte za zbyt ugodowe, a niektóre stwierdzenia za daleko idące i współbrzmiące z oficjalną propagandą. Doświadczenie stanu wojennego stało się bowiem końcem złudzeń wobec możliwości jakiegokolwiek porozumienia z rządzącymi komunistami. Czesław Bielecki pisał o tym w Uwagach o dialogu z terrorystą.

 13 grudnia państwo napadło na społeczeństwo i wzięło zakładników. Aparat wojskowo-policyjno-partyjno-administra­cyjny przyjął taktykę terroryzmu (…) Terroryści proponują teraz: zwolnimy zakładników i przestaniemy wam grozić, jeśli odstąpicie od waszych działań, idei, przywódców. Słowem: terroryści wyrzekną się terroru, jeśli my wyrzekniemy się siebie. Odpowiedź nasza musi być prosta i jasna: żadnych rokowań, żadnej ugody z terrorystą.[3]

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.