Publicystyka
Tonący brzydko się chwyta
Ministerstwo Sprawiedliwości| podsekretarz stanu| przeniesienie sędziego| Sąd Najwyższy| SN| Trybunał Konstytucyjny| wydział zamiejscowy
włącz czytnikOprócz bagatelizowania orzeczenia (połączonego z sugestiami, że sędziowie także powinni je zbagatelizować) przystąpiono także do ataku na Sąd Najwyższy. W anonimowym oświadczeniu na stronie internetowej Ministerstwa napisano, że Minister powierzając podpisanie dokumentów pomniejszym urzędnikom działał zgodnie z wcześniejszym orzeczeniem Sądu Najwyższego, w którym uznano to za dopuszczalne, więc Sąd Najwyższy teraz zaprzecza samemu sobie. To samo stwierdzenie zresztą pojawiło się też w oficjalnych wypowiedziach najbardziej zainteresowanych udowodnieniem, że nic się nie stało. Tyle tylko, że twierdzenie, że Sąd Najwyższy mówił wcześniej coś innego odrobinę mija się z rzeczywistością, bo Sąd Najwyższy nigdy wcześniej nie wypowiadał się co do tego, czy decyzję o przeniesieniu sędziego po likwidacji sądu może wydać podsekretarz stanu. Orzeczenie z 2007 r. na które Ministerstwo się powołuje dotyczyło zupełnie innej kwestii - delegowania sędziego, za jego zgodą, do orzekania tymczasowo w innym sądzie.
Pozornie chodzi o to samo, i takie wrażenie chcą usilnie zbudować ministerialni propagandziści. Wystarczy jednakże przeczytać uzasadnienie tego orzeczenia, by zobaczyć, że jest inaczej. Sąd Najwyższy orzekał wtedy w sprawie innej wpadki Ministerstwa, która polegała na tym, iż decyzje o tymczasowym delegowaniu sędziów do orzekania w innym sądzie podpisywał nie minister, tylko podsekretarz stanu. Sprawa była gardłowa, bo uznanie, że nie miał on prawa tego robić oznaczałoby konieczność powtórzenia tysięcy procesów. Sąd Najwyższy zebrał się wtedy w pełnym składzie, by poszukać rozwiązania, które pozwoli uniknąć katastrofy. I znalazł je, stwierdzając, że skoro delegowanie następuje zgodnie z wolą samego sędziego, to minister w tym przypadku nie wykonuje nad sędzią żadnej władzy i nawet nie wydaje żadnej decyzji. Jego czynności mają charakter techniczny - sporządzenie dokumentów potwierdzających, że sędzia ma chęć orzekać gdzie indziej, a takie papiery może podpisać także pomniejszy urzędnik w ministerstwie. Naciągane? Oczywiście. I tak samo uważało ponad dwudziestu sędziów Sądu Najwyższego, którzy od tego orzeczenia złożyli zdania odrębne, stwierdzając, iż decyzje dotyczące statusu sędziego może podejmować tylko osobiście minister, a nie podlegli mu urzędnicy. Większość jednakże stanęła na stanowisku, że ważniejsze jest zachowanie stabilności systemu, niż rygorystyczne przestrzeganie ustrojowych praw sędziów. I najwidoczniej to był poważny błąd, bo władza polityczna potraktowała to jako przyzwolenie na swe działania.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Brak komentarzy.