Publicystyka



Pożar

delegowanie sędziów| likwidacja sądów| Minister Sprawiedliwości| Ministerstwo Sprawiedliwości| podsekretarz stanu| reforma Gowina| Sąd Najwyższy

włącz czytnik
Pożar

Od pewnego czasu trafiają do mnie pytania o co chodzi z tym przenoszeniem sędziów, dlaczego oni nie orzekają, przeciwko czemu protestują itp. W zasadzie to nie dziwne, bo o rzetelne informacje na ten temat w mediach trudno. Słychać głównie chór podsekretarzy stanu z rzeczniczką Ministerstwa Sprawiedliwości jako solistką, śpiewających bez przerwy "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało". Napiszmy więc po kolei, o co w tym wszystkim chodzi.

Zaczęło się to wszystko w  2007 r., gdy pojawił się pewien dość istotny problem. Oto ktoś poddał w wątpliwość, czy sędzia orzekający w sprawie karnej był uprawniony do orzekania w danej sprawie. Sędzia ten orzekał na tzw. delegacji, czyli na podstawie specjalnego upoważnienia ministra sprawiedliwości do orzekania w innym sądzie niż ten, do którego został powołany. Problem wynikł zaś z tego, że dokument delegujący sędziego nie został podpisany osobiście przez ministra sprawiedliwości, lecz przez podsekretarza stanu.

Problem ten był bardzo poważny. Uznanie, że podsekretarz stanu nie ma prawa podpisywania delegacji sędziów oznaczałoby konieczność powtórzenia dziesiątek tysięcy procesów, w tym w poważnych gangsterskich sprawach. Rozstrzygnięcie sprawy przekazano Sadowi Najwyższemu, gdzie zdecydowano, że jest ona na tyle poważna, że wypowiedzieć się muszą wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego, czyli orzeczenie musi zapaść w jego pełnym składzie. I zapadło. W dniu 14 listopada 2007 r. Sąd Najwyższy podjął uchwałę [link] w której stwierdził, że tymczasowego delegowania sędziów za ich zgodą może z upoważnienia ministra lub w jego zastępstwie dokonać sekretarz lub podsekretarz stanu, ponieważ nie są to akty władcze tylko czynności techniczne polegające na wystawieniu odpowiednich dokumentów. Uratowano w ten sposób ważność wszystkich procesów, w których orzekali "delegowani", a także zapewne głowy (tudzież inne części ciała) odpowiedzialnych za zamieszanie urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości, nie wyłączając samego ministra... i jak się wydaje to był największy błąd...

Następnie przez kilka lat był spokój. Kolejni podsekretarze podpisywali delegacje dla sędziów, a potem także decyzje o przeniesieniu sędziów na stałe do innych sądów na ich wniosek i nikomu to nie przeszkadzało. Nikt też nie zastanowił się jakoś poważniej nad sygnalizowanymi przez Sąd Najwyższy kwestiami ustrojowymi związanymi ze zmianą statusu sędziego. Gdy dzielono na mniejsze sąd w Poznaniu decyzje o przydzieleniu sędziów do nowych sądów także podpisali podsekretarze, bo minister najwidoczniej był zajęty... i to samo było z innymi sądami, które wówczas "reformowano". Aż nadszedł czas tzw. Reformy Gowina, gdy zlikwidowano kilkadziesiąt sądów a sędziów w nich orzekających przeniesiono bez pytania o zdanie (a czasem i wbrew ich woli) do innych sądów. No i się zaczęło.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.