TK



Co nam zostało z tych lat?

Galicja| Hakata| historia| Królestwo Polskie| państwo prawa| polnische wirtschaft| PRL| stereotypy| zabór pruski

włącz czytnik

A skoro już wspomniałem PRL, który może komuś kojarzyć się z procesami politycznymi, to jeszcze jeden przykład.

Latem 1864 roku w Berlinie toczył się proces poddanych niemieckiego cesarza, którzy zaangażowali się w pomoc dla powstania styczniowego. Przez zabór pruski szły transporty broni z Belgii, Anglii i in., pieniądze, wyposażenie, a także ochotnicy.

Pozwólcie na małą dygresję. Transporty wędrowały z pomocą legalnie działających firm przewozowych, wprawdzie na lewych papierach, ale za to czasem dowcipnie wystawianych. Np. skrzynie z karabinami opisane były jako „wyroby żelazne”.  I weź tu człowieku zaprzecz.

Organizujący te transporty Julian Łukaszewski wspominał później, że mając do wyboru firmę żydowską i niemiecką, wybierał żydowską. Nie z niechęci do Niemców, ale z doświadczenia. Twierdził, że Żyd, który wziął w łapę, zawsze dotrzymał słowa. Niemiec, niestety nie. To tak a propos głoszonej powszechnie „solidności”.

Wracam do procesu. Był w całym tego słowa znaczeniu polityczny, a chodziło przede wszystkim o zachowanie twarzy wobec Rosji, która zgłaszała pretensje pod adresem Prus, że ich obywatele bezkarnie wspomagają „polskie rozruchy” na jej terenie. Kłopot polegał na tym, że już na początku adwokaci oskarżonych (w większości Niemcy) wykazali jasno, że ich klienci nie działali na szkodę państwa pruskiego, nie powinno się ich więc pociągać do odpowiedzialności.

Proceduralna ekwilibrystyka obrońców i dzisiejszego obserwatora wprawiłaby w zdumienie. Mocno nagimnastykowali się sędziowie zanim zdołali uzasadnić samo wytoczenie procesu. Przebieg miał nader ciekawy. Korespondentem polskiej prasy był niejaki Ignacy Danielewski, wydawca chełmińskiego „Nadwiślanina”, którego Prusacy nienawidzili jak zarazy, bo też zalazł im ów dziennikarz za skórę wielokrotnie. Mimo szczupłości miejsca w specjalnie pobudowanej szopie i co za tym idzie – ograniczonej liczby obserwatorów (150 osób, w tym tylko 5 korespondentów), Danielewski akredytację otrzymał, bo … tak kazało prawo.

Prawo nakazywało też czasowe zwalnianie oskarżonych, jeśli zachodziły ku temu ważne przesłanki. Na tej podstawie np. oskarżony Czarliński z Chwarzna (dziś dzielnica Gdyni) w sierpniu pozostawił proces swojemu biegowi na ponad dwa tygodnie i taplał się w błotnistych kąpielach w… Karlsbadzie.  Proces wprawdzie był o zbrodnię stanu, ale przecież szkoda sezonu.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.