TK



Czyżby sadyzm w postaci sauté?...(o walce osób niepełnosprawnych o kartę parkingową)

biurokracja| dyskryminacja| Komisja do Spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia| komisja lekarska| lekarz prowadzący| niepełnosprawność| parking| samorząd terytorialny| Warszawa| ZUS

włącz czytnik
Czyżby sadyzm w postaci sauté?...(o walce osób niepełnosprawnych o kartę parkingową)

Nie mam już ochoty, a przede wszystkim siły, na analizowanie czy tu więcej braku wyobraźni ustawodawcy, czy głupoty i nadgorliwości urzędniczej. Wszystko mi zresztą jedno. Najistotniejszy, w tym jak rzecz wygląda w praktyce, jest fakt, że to, co dzieje się wokół procedury przyznawania kart parkingowych najciężej poszkodowanym osobom niepełnosprawnym, wygląda ,i „smakuje”, jak bezduszność i nieprzyzwoitość, ale trąci wręcz sadyzmem w najczystszej postaci. W dodatku sadyzmem skierowanym przeciw najsłabszym.

Bo żeby było jasne, nie chodzi w tej sprawie o to, iżby ktokolwiek, a już zwłaszcza same osoby z niepełnosprawnością, szczególnie, że to właśnie one bywają - skutkiem nadużywania pewnych drogowych przepisów – poszkodowane w praktyce najbardziej, mają cokolwiek przeciw weryfikacji uprawnień. Prawo do sprawdzenia zasadności przysługujących niepełnosprawnym „przywilejów” parkingowych i spowodowania, aby korzystali z nich wyłącznie ci, którzy naprawdę powinni, ma oczywiście istnieć. Zwłaszcza, że co chwilę i zewsząd dochodzą sygnały o nagminnym łamaniu obowiązującego w naszym kraju prawa, także i w tym zakresie.

Nikt z nas, bo sama jestem osobą trwale niepełnosprawną od urodzenia i mam mnóstwo znajomych i przyjaciół w podobnej do mojej sytuacji zdrowotnej, nie podważa konieczności ukrócenia amoralnych zachowań. A paleta takich jest niestety dość szeroka, że wymienię tylko, dla przykładu, wykorzystywanie przez rodziny wystawionych dawniej kart parkingowych, które kiedyś, o owszem, służyły osobom niepełnosprawnym, tyle tylko, że ci ludzie... zmarli już jakiś czas temu, czy też sytuację, a zdarzają się i takie choć rzadko, w której możliwe było wyleczenie kogoś na tyle, że tak naprawdę z uprawnienia już korzystać nie musi, a czyni to mimo wszystko. Opisów jeszcze większej, a znanej mi, operatywności naszych rodaków, także i w tym zakresie, miłosiernie czytelnikom oszczędzę...

Kwestia więc nie w tym, żeby konsekwentnie nie eliminować sytuacji patologicznych, moralnie wątpliwych, czy zdrowotnie niejednoznacznych. Problem jedynie w urzędniczej praktyce skierowanej przeciwko osobom bez wątpienia żyjącym, co łatwo zweryfikować bez potrzeby niepokojenia tych osób, choćby w Urzędzie Stanu Cywilnego, a cierpiącym od wielu lat, nierzadko nawet od urodzenia, na choroby nieuleczalne i skutkujące trwałymi ciężkimi dysfunkcjami zdrowotnymi. Takimi, które bez jakichkolwiek wątpliwości, tudzież obaw o okazanie się człowiekiem nieuczciwym, potwierdzi każdy, nawet ten zawodowo mniej zdolny lekarz. Nie mówiąc już o tym, że w przypadkach, o których tu mowa, jednoznacznie może je potwierdzić wystawiane w takich wypadkach dożywotnio, przez powoływaną przez ZUS, komisję lekarską, tak zwany KIZ, czyli Komisję do Spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia, orzeczenie o stopniu niepełnosprawności. Komisja ta przyznawała zawsze, i przyznaje dotąd, podobne orzeczenia ludziom, których stan zdrowia nie rokuje, bo z istoty schorzenia nie może rokować, nawet przy najlepszej możliwej rehabilitacji, na tyle istotnego polepszenia, żeby w ogóle – na nieszczęście przecież dla samych chorych -można było, nie tylko mówić, ale nawet pomyśleć, że zaistnieje taka sytuacja, że ludzie ci raptem zaczną korzystać ze swoich uprawnień w ruchu drogowym. W dokumencie tym, opisana jest dokładnie, przez lekarzy wszak, i jednostka chorobowa i zakres ograniczeń zdrowotnych konkretnego pacjenta. Tymczasem...

Poprzednia 1234 Następna

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.