TK



Na co wymienić demokrację?

autorytaryzm| demokracja| Freedom House| komunizm| Radosław Markowski| ustrój| Viktor Orbán| ZSRR

włącz czytnik

Przypomina mi się ten pokaz kiedy słyszę teraz pełne zachwytu opinie wracających z Szanghaju rodaków. Wiedzą co się za tym kryje, a jednak nuta zazdrości przeważa – proszę bardzo, jakie można mieć osiągnięcia przy sprawnym zarządzaniu. I w domyśle można usłyszeć coś na kształt pogardy dla tej naszej cywilizacji w której trzeba się demokratycznie cackać z wymysłami prawa, z humorami obywateli.

Można zrozumieć taką dwoistość myślenia. Z jednej strony jesteśmy dumni ze swojej zachodniej demokracji, gdzie prawa się przestrzega, sprawiedliwości można dochodzić, polityków osądzać itp. A z drugiej strony coraz bardziej ludzi Zachodu irytuje bezwład, jaki towarzyszy uwikłaniu w polityczne procedury, które hamują sensowne działanie, zabijają inicjatywę. Urzędnicy muszą trzymać się litery przepisu nawet jeśli jest bez sensu, politycy nie muszą zrobić coś sensownego dla swoich wyborców, ale muszą się liczyć z tym jak ich widzą masowe media. Główne zadanie – walczyć o elektorat, a najskuteczniejsza broń to obiecać pieniądze, przeważnie takie których w budżecie brak. Puchną zobowiązania socjalne, żeby im sprostać rządy wydają ponad stan i pożyczają na koszt przyszłych pokoleń. Za tę rozrzutność zapłacą młodzi i Europejczycy i Amerykanie; wiele wskazuje na to, że żyć będą gorzej niż ich rodzice, którzy właśnie przechodzą na emeryturę.

W demokracji, najlepszym z ustrojów, coraz więcej ograniczeń paraliżuje działanie. Zadania się mnożą i coraz dłużej czekają w kolejce na rozwiązanie, chociaż liczba urzędników rośnie.  Narasta przekonanie, że demokracja w swojej tradycyjnej postaci jest coraz mniej skuteczna.

W książce „Czwarta rewolucja” brytyjscy autorzy Mickletchwait i Wooldrige piszą, że gmach Pentagonu, jeden z największych budynków na świecie, wzniesiono w latach 40. ub. wieku w 18 miesięcy. A niewielki most stawiany niedawno w jego pobliżu budowano cztery lata. Podobne porównania można robić oceniając tempo przeprowadzania reform. W Polsce atakujemy obecny rząd za to, że nie przeprowadził kilku obiecanych reform w czasie swoich kadencji. A przecież po 90. roku w ciągu paru miesięcy można było zmienić ustrój i postawić gospodarkę z głowy na nogi! Tylko że wtedy demokracja dopiero kiełkowała, nie była kulą u nogi, cel uświęcał środki, można było iść na skróty. Wprawdzie potem, kiedy operacja się udała, na reformatorów runęła lawina pretensji, że zmiany wprowadzano za szybko. Wtedy jednak zrobiliśmy krok milowy w doganianiu Zachodu, a za wolniejszy postęp dziś, jutro zapłacą nowe pokolenia.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.