TK



Na wokandzie: Władza pod sędziowską kontrolą

anonimizacja| dostęp do informacji publicznej| informacja publiczna| interes publiczny| Irena Kamińska| kontrola społeczna| NSA| ochrona danych osobowych| Roman Hauser

włącz czytnik

– Wydałam wiele wyroków, w których prezentowałam pogląd, że zachowanie prawa do informacji publicznej wymaga jej udostępnienia i że kontrola społeczna jest bardzo potrzebna, nawet jeśli niektóre organy, zwłaszcza organy ścigania i służby specjalne, mają ogromną skłonność do utajniania swojej działalności. Natomiast uważam, że do pewnego momentu praca urzędów musi odbywać się w ciszy, a jawność i związany z nią zgiełk medialny temu nie sprzyjają.

Co do nowelizacji ustawy – urzędnik, który prowadzi korespondencję mailową ze współpracownikami, ma prawo do prezentacji różnych poglądów, nawet złych, ponieważ często ucierają się one dopiero w trakcie dyskusji, mającej przecież służyć wypracowaniu określonego stanowiska. Dopiero na etapie, gdy prace stają się oficjalne, jest czas na reakcje różnych gremiów biorących udział w procesie legislacyjnym, w tym na reakcję obywateli.

– Kwestia w tym, że obowiązująca ustawa jest niezwykle liberalna i kategorii „dokumentu wewnętrznego” nie sposób z niej wywieść.

– Tak, w ustawie jest tylko jeden bezpiecznik w postaci informacji przetworzonej, pozwalający na odmowę dostępu. No i mamy jeszcze ustawę o ochronie informacji niejawnych, która dopuszcza nadawanie klauzul tajności. Nie jestem twórcą pojęcia „dokument wewnętrzny”, co przypisano mi w jednym z prasowych artykułów. Od dawna funkcjonuje ono w piśmiennictwie, ale nie ma zgody, co dokładnie oznacza. Z pewnością chodzi jednak o działania organu pozbawione oficjalności i waloru decyzyjnego.

Nie zapominajmy, że w każdej ze spraw wyważenie między interesem prywatnym a publicznym zawsze wymaga indywidualnego podejścia. Niemniej, kategoria dokumentu wewnętrznego powinna wynikać wprost z przepisów.

– Jakie inne zamiany w tej ustawie byłyby potrzebne?

– Muszę wypowiedzieć niezbyt popularny pogląd. Otóż konieczna jest norma, która pozwalałaby ograniczyć prawo do nadużywania dostępu do informacji publicznej. Niestety bywa, że wnioskodawcy nie są nastawieni na realizację prawa obywatelskiego, tylko na to, by dopiec urzędnikowi, np. wójtowi. Obecna ustawa nie daje możliwości wydawania orzeczeń, które pozwalałyby na oddalanie skargi w przypadku zwykłego i oczywistego pieniactwa.

– Pieniacz, jakkolwiek uciążliwy, też ma prawo do informacji.

– To prawda i dlatego nawet, jeśli ktoś zachowuje się w sposób mogący czynić jego zachowanie uciążliwym, to najważniejszy powinien być powód i cel, dla którego to robi. Mamy takich obywateli i stowarzyszenia, którzy naprawdę są bardzo uciążliwi dla organów władzy, ale zawsze zakładam, że chodzi im o szeroko pojęte wspólne dobro. Jeżeli natomiast ktoś walczy z organem i co rusz domaga się kolejnych informacji, czasem sięgających dziesięć lat wstecz, to na pewno nie chodzi mu o prawo do informacji publicznej.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.