TK



T. T. Koncewicz: Po co nam Europa?

członkostwo w UE| Donald Tusk| Konstytucja| Parlament Europejski| Polska| Rada Europejska| suwerenność| Unia Europejska| wspólnota europejska

włącz czytnik
T. T. Koncewicz: Po co nam Europa?

O co należy pytać w 2015 r. i dalej?

Ile Europy w Polsce?

Obchodzone w 2014 r. rocznice przystąpienia Polski do Unii Europejskiej i pierwszych wolnych wyborów do Sejmu, a ostatnio także wybór byłego polskiego premiera na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej, dają dobrą okazję do sformułowania kilku refleksji, które powinny otwierać nas na przyszłość i budować podstawę dla mądrego wspominania ostatnich 25 lat polskiej historii i jej odczytywania nie tylko z perspektywy Polski w Europie, ale przede wszystkim Europy w Polsce.

To wyzwanie nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ patrzenie przez Polaka na siebie przez pryzmat większej wspólnoty nie jest i nigdy nie było łatwe. Dzisiaj staje się jednak koniecznością i wyzwaniem czasów, w których świętując przeszłość musimy umieć także antycypować przyszłość, wokół niej ogniskować debatę publiczną i prawidłowo lokalizować wyzwania. Najwyższy czas zrozumieć, czym jest UE, a czym nigdy nie powinna być, tym bardziej, że po 10 latach obecności w UE cały czas nie rozumiemy wyzwania czasów, w których żyjemy, prowadzimy dyskusję rozedrganą emocjonalnie, która zamiast rzeczywistość tłumaczyć, czyni ją zakładnikiem przebrzmiałych koncepcji. W efekcie często stajemy bezradni wobec kwestii i pytań fundamentalnych. Jak na przykład zbudować w ludziach przekonanie, że w wyborach do PE warto głosować, skoro polskich euro-parlamentarzystów widzimy bezustannie na Wiejskiej zaaferowanych „małą” polityką krajową i prześcigających się w konferencjach prasowych, podczas gdy ich miejsce powinno być w Strasburgu.

Kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego ukazały zresztą boleśnie, że „Polska” była wszędzie, a „Europy” w ogóle, skoro kandydaci reklamowali się przez pryzmat tego, co w PE zrobią dla Polski! W tę narrację „polsko-centryczną” wpisuje się ostatnio argumentacja największej partii opozycyjnej podkreślająca, jak świetnie się stało że Polak został Przewodniczącym Rady Europejskiej, skoro ten europejski mandat będzie można zaprzęgnąć od razu do realizacji polskich interesów i z tej perspektywy dokonywać jego oceny. W konsekwencji w naszej rozmowie o Europie fundamenty integracji w postaci wspólnej odpowiedzialności państw i narodów za przyszłość Europy, solidarność i lojalność są cały czas terminami obcymi.

Najlepiej czujemy się w świecie „swojej” Konstytucji i historii widzianej od wewnątrz. Postępując w ten sposób, nie rozumiemy, że prowadzenie polityki według prymitywnej logiki, „gdy coś idzie źle, blame it on Europe” i postrzeganie Europy jako cały czas coś nam winnej w świetle sprawiedliwości historycznej i odkupienia przez Europę rzekomych win wobec Polski, zadaje projektowi europejskiemu śmiertelne ciosy. Stanowczo odrzucam takie myślenie i prowadzenie polityki. Zabija ona wszelką kreatywność, głosi pochwałę pasywizmu i wygodnictwa intelektualnego, a Polskę ustawia w roli podmiotu, któremu coś się bez końca należy, który od siebie nic nie wymaga i który w UE szuka ambasadora dla siebie, ale rzadko myśli o tym, czy to aby Polska po 10 latach obecności w UE nie powinna występować jako ambasador interesu wspólnego.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.