TK



Wykłady w Trybunale: Idea republikanizmu

Liberalizm| republikanizm| Szczęsny| Wykłady w Trybunale

włącz czytnik
Wykłady w Trybunale: Idea republikanizmu
Wykład prof. Marcina Króla. Foto: Archiwum TKJ/Batłomiej Cacko

Po opublikowanym już w Obserwatorze Konstytucyjnym wykładzie prof. Zbigniewa Raua „Jak z własnej zgody wyprowadzić posłuszeństwo państwu i prawu?” przedstawiamy ubiegłoroczny wykład prof. Marcina Króla, historyka idei, poświęcony republikanizmowi. W najbliższym czasie opublikujemy inne wykłady, które odbyły się wcześniej w Trybunale Konstytucyjnym. [Red.].

Republikanizm jest formą odmiany demokracji, która stawia bardzo duży nacisk na wartość uczestnictwa w życiu publicznym – stwierdził prof. Marcin Król. Zastrzegając przy tym, że to nie jest definicja, bo w jego dziedzinie nie ma definicji, jak ktoś definiuje, to źle kończy.

Uczestnictwo w życiu publicznym bywa obowiązkiem, czasami wartością, dla niektórych sensem lub faktem sprzyjającym doskonaleniu człowieka, a czasem jest wręcz najważniejszym powołaniem człowieka. Republikanizm bowiem z natury rzeczy występuje przeciwko egoizmowi człowieka. Postawa republikańska akcentować będzie bardziej wagę rzeczy wspólnych niż tylko własnych. Wychodzi więc z nieco intuicyjnego acz niezupełnie nieracjonalnego założenia, że w dobru wspólnym mieści się cząstka dobra własnego, mojego, a zatem indywidualnego.

Celem myślicieli zorientowanych republikańsko było takie urządzenie Republiki – niektórzy ze słuchaczy prof. Króla ten termin wypowiedziany słyszeli - które uwzględniało banalny fakt, że ludzie są indywidualistami. Są fanatyczni, kłótliwi, egoistyczni i jednocześnie niezbyt szlachetni. Dlatego trudno ich było i jest skłonić do współpracy dla dobra ogółu.

I właściwie udało się to głównie w Ameryce. Tam np. kłótnia jest nie po to, aby przeciwnika usunąć ze sceny politycznej, unicestwić, anihilować  Tam kłócą się po to, aby doprowadzić do możliwie najlepszego, optymalnego rozwiązania.

Myśl republikańska ma swoje oryginalne wątki polskie. Ciekawymi jej reprezentantami byli Frycz Modrzewski czy Orzechowski. Jednak – zdaniem prof. Króla, w którym nota bene nie jest on odosobniony – tendencja republikańska w Polsce nie znalazła kontynuacji i zupełnie zamarła. Ani w XVIII ani w XIX wieku nie wracano do idei republikanizmu, a uważanie konstytucji 3 Maja za akt posiadający elementy republikańskie jest nieporozumieniem – stwierdził referent, w którym to przeświadczeniu, należy dodać, nie jest odosobniony. Ta konstytucja była godnym światowego podziwu wytworem rodzimej myśli politycznej, ale elementów republikańskich par excellence zupełnie nie zawierała.

Podobnie Republika Francuska Napoleona Bonaparte w swej genezie nie miała krztyny republikanizmu, gdyż Napoleon tworzył ją przy pomocy szefa policji Józefa Fouché. W napoleońskiej Francji nie tyle można było być obywatelem, co trzeba było nim być obligatoryjnie. A przymus, nakaz współpracy, a limine wyklucza jakąkolwiek republikańską proweniencję. Policyjne konsekwencje we Francji Bonapartego  dotykają nie tylko opozycjonistów, ale również tych, którzy odmawiali radosnego, bo jakżeby inaczej, uczestnictwa w ówczesnej Republice późniejszego cesarza Francuzów.

Benjamin Constant, wskutek nietajonego braku sympatii do wspomnianego wyżej szefa służb specjalnych Fouché’go przebywa poza Francją i kiedy po upadku Napoleona wraca, wygłasza w Parlamencie słynną mowę przeciwko przymusowej wolności publicznej. On takiej nie chce, chce wolności prywatnej, indywidualnej, jednostkowej. Chcemy – powiada – wolności nie do polityki, ale od polityki. Wtedy właśnie  - zdaniem prof. Króla - rodzi się liberalizm.

Wprawdzie po nowożytną recepcję pomysłu starego Peryklesa sięgnął Jan Jakub Rousseau, ale ze skutkiem, jaki do dziś niektórzy mu wypominają. Z abominacją, dodajmy poza narracją Profesora. Po jego formułę demokracji jako umowy społecznej zaraz sięgnął Robespierre. I,  dodajmy  Saint-Just, który twórczo uzupełnił ją dyrektywą: nie ma wolności dla wrogów wolności. A nieco później Lenin i jego towarzysze. Niech będzie wolno dodać, że nadal są tacy, którym po dziś dzień marzą się miazmaty będące mimowolnym wstępem na gilotynę i do łagrów, które jako żywo z etosem republikańskim mało miały  wspólnego.
Ze współczesnych protagonistów myśli par excellence republikańskiej prof. Król wymienił dwa nazwiska i jedną instytucję – Hannah Arendt, Richarda Rorty’ego i „Solidarność”.

Richard Rorty w 1987 r. opublikował głośny esej p.t. „O pierwszeństwie demokracji w stosunku do filozofii”. Demokracja – stwierdził Rorty – obejmuje sferę dotyczącą rzeczy, które są możliwe do rozstrzygnięcia w drodze kompromisu. Demokracja, to próba sprowadzenia kłótni, konfliktu na poziom kompromisu. Są wszakże zupełnie pasjonujące rzeczy w ludzkim życiu kompromisowi nijak nie podlegające. Tu Rorty wymienia - sens życia, istnienie Boga, sens historii, lektury Dostojewskiego, Kierkegaarda czy Pascala etc. To wszystko są rzeczy, na których temat – jeśli uważamy, że Bóg istnieje – debata z kimś, kto uważa inaczej, jest bez sensu. Rorty powie, że kwestia in vitro czy aborcji, to kwestie, które debacie nie podlegają. Bo co znaczy kompromis w tych sprawach? To bardzo podejrzany kompromis – stwierdził prof. Król.

Odnowienia współczesnej myśli republikańskiej dokonała Hannah Arendt. Jej banalne i równocześnie jakże odkrywcze było stwierdzenie, że demokracja jest jedynym ustrojem wymagającym nieustającej, filozoficznej debaty, gdyż jest to ustrój, który zupełnie nie jest oczywisty.

Wszelkie formy monarchii nie wymagały uzasadnienia. Demokracja natomiast wymaga od nas nieustannego uzasadnienia, ponieważ jest ustrojem, który, po pierwsze jest niewydolny, po drugie jest ustrojem, który właściwie jest sztuczny, i po trzecie – najważniejsze – jest ustrojem, w którym przyjęliśmy niesłychanie ważną wizję, mianowicie taką, że my chcemy sami decydować o swoim losie.

To jest szaleńcza wizja, bo co to znaczy, że my sami chcemy decydować o swoim losie? I Hannah Arendt w związku z tym była całkowicie przekonana, że powołaniem człowieka jest uczestnictwo w życiu publicznym. Jej republikanizm jest większy niż Peryklesa, bo nie chodzi o obowiązek, a o człowiecze powołanie do uczestnictwa.

Arendt wielokrotnie podkreśla, że możemy nie uczestniczyć w życiu publicznym, to jest nasze święte prawo. Ale wtedy – jak ona mówi – uprawiamy vitae contemplativa. Jeżeli chcemy uprawiać vitae activa, to musimy uczestniczyć w życiu publicznym i, co więcej, uczestnictwo w życiu publicznym jest najwyższą formą spełnienia człowieczeństwa, gdyż nigdzie człowiek nie spełnia, nie doskonali się tak znakomicie, jak dzięki uczestnictwu w życiu publicznym.

Wnioski z tego są bardzo ważne – uważa prof. Król  I ze smutkiem dodaje, że Hannah Arendt niestety, nie dożyła tej wspaniałej okazji zobaczenia unikalnego buntu republikańskiego, jakim była „Solidarność” 1980/81. To była zrealizowana wizja właśnie republikańskiej wspólnoty. Tyle że, jak się okazało, jednocześnie była to instytucja skazana na stopniowy zanik. Bo istnienie takich instytucji intensywnej wspólnoty, jaką była „Solidarność”, raczej nie jest możliwe na dłuższą metę.

Dyskusja po wykładzie prof. Marcina Króla

Na wstępie padło pytanie - jak w republikańskim rozumieniu wyobrazić sobie można nasze zaangażowanie w rewolucję w Libii?
Prof. Król zaakcentował trudności, a właściwie niemożność odpowiedzi na tak postawione pytania wskazując  niekonsekwencje Zachodu i Stanów Zjednoczonych wobec rewolucji libijskiej. Na Zachodzie nie było debaty w tej kwestii, trudno więc było spodziewać jej w Polsce. Tymczasem idea republikańska, będąc ideą demokracji deliberatywnej, pomogłaby zająć stanowisko w tak trudnej kwestii, jaką jest kwestia wojny i dobrowolnego w niej uczestnictwa.

W dyskusji próbowano erudycyjnie uściślić dawne definicje republikanizmu i jego współczesne rozumienie. Zasadę republikanizmu określono jako metafizyczną zasadę relacji między człowiekiem a dobrem wspólnym i państwem. Republikanizm, tak w ujęciu starożytnym, jak i współczesnym bywa teorią rozumienia wolności jako wolności od arbitralnej woli, a podstawowym narzędziem tej wolności jest prawo wiążące tę wolę w reguły uniemożliwiające arbitralne wykonywanie tej woli. W takim rozumieniu wspólnota ludzka jest wspólnotą wyższego rzędu niż rodzina i inne typy więzi. W tym sensie wolność człowieka w republikańskim rozumieniu kończy się w tym miejscu, kiedy zaczyna się interes publiczny.

Prof. Król oponował przeciw takiemu rozumieniu republikanizmu, ponieważ presja świata liberalnego jest tak silna, że nie da się jej usunąć. Tu można dokonać korekty, a nie przeciwstawienia republikanizmu liberalizmowi na zasadzie zaangażowania w życie publiczne jako najważniejszego i przeciwstawionego zaangażowaniu w życie prywatne. To jest bowiem niewykonalne i prawdopodobnie byłoby nawet niebezpieczne – stwierdził.

Ciekawe, że w dyskusji dokonano niejako rewaluacji zasady liberum veto. Przypominając tradycyjne obciążenie negatywną opinią historii tej zasady, wskazano na niedyskursywny – jak się zdaje – fakt, że stanowi ona jeden z głównych fundamentów Unii Europejskiej. Toć zasada ta jest tam obecnie  używana jest pod nazwą zasady jednomyślności.

Odnosząc się do deliberatywnego charakteru republikanizmu per se sformułowano wątpliwość czy obecnie w mediach komercyjnych, które są pośrednikiem w dyskusji między politykami a szeroką publicznością, w ogóle jest możliwa poważna debata? Czy w tych mediach, dla których zysk jest ważniejszy niż przekazywanie informacji, nie cierpi powaga publicznej, a zatem nie rodzącej merkantylnych skutków,  dyskusji?

Kwestia liberum veto – przypomniał prof. Król – była rozważana w początkach XIX w. przez jednego z amerykańskich wiceprezydentów pragnącego wprowadzić tę zasadę do amerykańskiego porządku polityczno-prawnego. Ponieważ w tle tej propozycji był sprzeciw wobec zniesienia niewolnictwa, sprawa upadła – stwierdził referent.

Referent częściowo podzielił obawy odnośnie do ułomności obecnych debat publicznych w mediach komercyjnych, które zbyt często przekształcają się w niekonstruktywne utarczki pomiędzy przedstawicielami zapiekłych w niechęci do siebie partii politycznych. Przywołał przy tym stanowisko Karla Poppera, który – jak co bardziej zorientowani zapewne pamiętają -wręcz twierdził, że telewizyjny przekaz kłótni czy połajanek nie stroniących od obelg, emitowanych ze zgoła komercyjnego powodu większej oglądalności, taki przekaz zniszczy demokrację.

Niemniej komercjalizacja mediów jest faktem i nic nie wskazuje na to, by zaistniała sytuacja w najbliższej przyszłości miała ulec zmianie. Widoczny gołym okiem obecny kryzys demokracji sprawia, że dyskutowane są różne środki zaradcze, aby mu przeciwdziałać. I tak w Niemczech rozważana jest propozycja nadania aktowi głosowania głębszego sensu. Wysunięto tam propozycję, aby każdy obywatel, który chce oddać głos w wyborach, musiał się przedtem zarejestrować wyrażając wolę głosowania. Tylko taki obywatel uzyskiwałby faktycznie prawo wyborcze. W Ameryce dyskutowana jest propozycja, zgodnie z którą każdy głos obejmowałby 10 punktów, które wyborca mógłby podzielić na 3 osoby w dowolnej proporcji. W dobie komputerów liczenie tak rozdzielonego głosu nie sprawia trudności pozwalając na rozłożenie wyborczych preferencji.
W dyskusji poruszono również odwieczny problem roli ekspertów w aspekcie republikańskiego rozumienia służby publicznej. Rządy ekspertów z definicji bowiem kłócą się z istotą demokracji.

Prof. Król przywołał niedawny przykład debaty o OFE, w której – nie tylko chyba on - odniósł wrażenie, że nie była to żadna debata, a wyłącznie przedstawienie kilku sprzecznych i wzajemnie wykluczających się stanowisk, w których dojście do kompromisu było niemożliwe.

Intrygujący przykład dotyczący skomplikowanej roli eksperta działającego w otoczeniu demokratycznym w swoim czasie akcentował Zbigniew Brzeziński. Doradca prezydenta Cartera po zakończeniu kadencji opisał swoją rolę jako eksperta określając ją jako niedemokratyczną na dwóch poziomach. Pierwszym był stan jego wiedzy, kiedy przychodziło mu ocenić specjalistyczne informacje wojskowe na temat uzbrojenia, których – co przyznał – nie rozumiał jako politolog. Drugim poziomem niedemokratyczności prof. Brzeziński określił niemożliwość wyjaśnienia społeczeństwu zawiłości wielu problemów. Ponieważ polityka jest zupełnie inną sferą aktywności niż tworzenie ekspertyz – stwierdził prof. Król – dylemat polityk-ekspert jest w istocie wieczny. A ekspert nigdy nie zdejmie z polityka ryzyka każdej decyzji politycznej.

Ruchem o niewątpliwie republikańskich korzeniach była „Solidarność” – stwierdzono w dyskusji. Ale negatywnym efektem było to, że w latach osiemdziesiątych wskutek zdławienia tego ruchu milion dwieście tysięcy osób opuściło kraj i byli to ludzie wartościowi i wykształceni. Czy jesteśmy skazani na to, że idea republikanizmu dominuje tylko od czasu do czasu?

Tu żadnego wyroku nie ma – stwierdził prof. Król, a wiązanie dużych nadziei z ideami republikańskimi jest ciekawe intelektualnie, bo to są idee korzystne dla roztropnej społeczności. Z drugiej jednak strony w sytuacji np. zagrożenia jest mało prawdopodobne, by one zdominowały społeczną wyobraźnię. Jaką zatem pójdziemy drogą,  nie bardzo wiadomo, bo problem losu demokracji zaczyna być poważnie rozważany. I nie wiadomo, w którą stronę się skieruje za dekadę czy jeszcze później. Tu każda dłuższa prognoza może być chybiona.

Takie prognozy, co stwierdzano już w kameralnej wymianie zdań, w przeszłości okazywały się nieuzasadnionymi predykcjami posiadającymi status po prostu wróżb.

opr. Jerzy Szczęsny

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.