Debaty



Bauman: Strach jest uczuciem poddanych, nie obywateli

Anna Wolff-Powęska| Indignados| Leszek Kołakowski| Oburzeni| occupy Wall Street| wyścig szczurów

włącz czytnik
Bauman: Strach jest uczuciem poddanych, nie obywateli

Nie idzie o doskonałość. Chodzi o ujmowanie ludziom cierpień bez wiary w to, że się im wszystkim raz na zawsze zaradzi – z prof. Zygmuntem Baumanem rozmawia Jarosław Makowski

Jarosław Makowski: Miniony rok był czasem „rozjuszonego obywatela”. Indignados protestowali w Europie. W USA Occupy Wall Street. Gniew ludzi, szczególnie młodych, przenosił się na ulice i place miast. Czy ten bunt to owoc strachu przed jutrem?

Prof. Zygmunt Bauman: Te wystąpienia na publicznych placach, od Madrytu po Nowy Jork, to są próby wypełnienia pustki pozostawionej uwiądem solidarności. Jest to przejaw zjawiska, jakie skłonnym jestem nazywać „solidarnością wybuchową”. Gromadzi się łaknienie wspólnoty ludzkiej, powodowane jej dotkliwym brakiem w codziennym życiu lub ulotnością; jeżeli ona nawet chwilowo występuje, to nie liczy się na jej trwałość. Brak solidarności wystawia nas na groźbę samotności i indywidualnego wykluczenia.

Tęsknota rośnie, dręczy, kumuluje się, staje się nieznośna i wreszcie dochodzi do wybuchu. Idziemy wszyscy na ten sam plac, o tej samej godzinie, tego samego dnia. Wszyscy niesiemy te same plakaty. Czujemy wokół siebie dziesiątki tysięcy ludzi to samo czujących i myślących. Wydostaliśmy się na parę dni czy godzin z lochu samotności i bezsiły. I to jest nasza moc.

Ale to chwilowe, bo po demonstracji moc z nas uchodzi jak powietrze z przekutego balonu. Rozchodzimy się do swojej krzątaniny.

Jedni idą do domu na kawę, inni może na piwo, zależy od osobistych upodobań. (…) Michał Bachtin, bardzo wybitny filozof zza miedzy, nazwał zaszłości o podobnej logice karnawałem. To „solidarność karnawałowa”. Obliczona na czas trwania demonstracji czy pikiety. W tej jednej chwili wszyscy czujemy się solidarni. A nazajutrz wracamy do najeżonej wzajemnymi podejrzeniami, rywalizacją i uogólnioną niechęcią codzienności.

Dlaczego?

Działacze ruchu Occupy Wall Street chwalili się publicznie, czyniąc jedną z największych swoich zalet fakt, że u nich nie ma żadnych przywódców. Wszystko jest spontaniczne, żywiołowe; ludzie sami z siebie spełniają się w tłumie. Ale to, że nie mieli przywódców, było – choć głośno tego nie artykułowali – warunkiem ich przetrwania na tym samym placu przez parę tygodni.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.