Debaty



Potrzebujemy przewodników, a nie przywódców

liderzy| Owsiak| przywództwo| Silvio Berlusconi| wspólnota

włącz czytnik
Potrzebujemy przewodników, a nie przywódców
Prof. Tadeusz Sławek. Foto: Forum Akademickie

Wciąż jest ogromne zapotrzebowanie na ludzi, którzy potrafią w sposób mądry, ale i “wizjonerski” zagospodarować strefy nie interesów, lecz potrzeb.

Idea przywództwa przeżywa poważny kryzys. Dzieje się tak za sprawą kilku okoliczności. Po pierwsze, jako społeczeństwo znaleźliśmy się w fazie szczególnego indywidualizmu, polegającego już nie tylko na rozproszeniu wspólnot na poszczególne jednostki, ale nadaniu tymże jednostkom wyraźnie konkurencyjnego ukierunkowania. Nie tylko zabiegamy o swoje, ale chcemy być w tym lepsi niż inni, również zabiegający o swoje. Szukamy swojego miejsca nie tyle „z” innymi, co „przeciwko” innym.

Razem tylko na wroga

W tej sytuacji przywództwo, wymagające podporządkowania się, natrafia na naturalny opór. Chyba że będziemy mieli do czynienia z przywódcą o charakterze „negatywnym”, to znaczy takim, który poprowadzi nas do uwieńczonego powodzeniem starcia z konkurentami. Wówczas będziemy w stanie chwilowo zawiesić własną niezawisłość, lecz tylko na tak długo, jak długo będzie trwała krucha, prowizoryczna wspólnota interesów, będąca w istocie wspólnotą wobec „przeciwnika”.

Po drugie, życie publiczne skompromitowało doszczętnie ideę przywództwa poprzez zgodę na prowadzenie polityki na warunkach interesów partyjnych. „Przywódcą” jest dzisiaj partyjny działacz, który zdołał zapewnić sobie poparcie większości członków danej partii. Ponieważ mechanizm polityki najczęściej prowadzi do tego, iż lider zwycięskiej partii przejmuje władzę, mamy do czynienia z sytuacją przywództwa niejako „wymuszonego”, „narzuconego” znaczącej części społeczeństwa.

Wizje dziś nie w cenie

Jest to element gry demokratycznych reguł, ale nie mniej znacząco wpływa na sposób wypełniania funkcji „przywódczych”. To trzeci powód trudności, jakie przysparza nam kwestia przywództwa: od kogoś pretendującego do tej roli oczekujemy pewnej „wizji świata”, obrazu przyszłości nadającego kierunek obecnym działaniom.

Tymczasem funkcjonariusze partyjni obsadzeni w roli „przywódców” postępują dokładnie odwrotnie: ich zadaniem jest starannie wystrzegać się wszelkich odważnych, dalekosiężnych planów, bowiem ich działanie podlega głównie logice partyjnej i parlamentarnej arytmetyki. Chodzi jedynie o utrzymanie władzy drogą skrupulatnego ważenia i liczenia głosów. Znamienne, że w niedawno udzielonym wywiadzie prezydent Bronisław Komorowski doradzał osobom mającym „wizje” wizyty u lekarza, a premier Donald Tusk w innej rozmowie oznajmił, iż nie zamierza zbyt uważnie dyskutować projektów swych politycznych zamierzeń z obywatelami, bowiem groziłoby to przekształceniem społeczeństwa w „agorę”.

Poprzednia 123 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Kazimierz | 12-05-13 16:32
Bardzo sprawnie wiele potrzeb zagospodarowuje np. prezes Kaczyński. Dzięki niemu Polacy wiedzą z największą pewnością, że na kłopoty Kaczyński. Nawet, jeśli są to potrzeby sprzeczne, to jego propozycje, choć równie sprzeczne wewnętrznie i nie mające szans na realizację znajdują rezonans u publiczności. Polsce nie potrzeba ani wizjonerów, ani - tym bardziej - przewodników. Potrzeba zaś ludzi konsekwentnych, którzy krok po kroku będą kraj naprawiać i reformować. Wizje są dobre po trawce, ale nie w życiu społecznym. Zamiast wizji politycy powinni mieć prawidłowy ogląd rzeczywistości i umiejętność dobierania narzędzi. Z wizji Polakom wystarczy telewizja.