Debaty



Frank Furedi: Potrzebujemy liderów, nie administratorów

libertariański paternalizm| państwo| państwo opiekuńcze| przywództwo| skuteczność państwa| transparentność

włącz czytnik

W swoich dwóch książkach: Politics of Fear {Poli­tyka strachu) i Therapy Culture {Terapia kulturowa), sportretował pan społeczną obsesję ryzyka, kulturę konformizmu i zależności oparte na założeniu, że obywatele to wrażliwe i potrzebujące wsparcia jednostki. Dziś, w czasie największego kryzysu gospodarczego ostatnich lat, potrzeba nam mniej czy więcej państwa?

Obsesja ryzyka jest dużo większa w świecie anglo-amerykańskim. Mam tu na myśli Amerykę, Wielką Bry­tanię, Australię i Kanadę, które przyjęły tak zwany „oby­watelski republikanizm" lub „libertariański paternalizm". Zamiast mówić wprost: „To jest dobre, tak powinieneś postąpić", oferują pewne narzędzia instytucjonalne, tak zwane nudges, czyli z angielskiego „kuksańce" albo „im­pulsy". To techniki psychologiczne, które rządy stosują, żeby w pewnym sensie obejść potrzebę przekonywania ludzi do pewnych kwestii.

Czy to naprawdę niemoralne? Polityka im­pulsów, której fanami są między innymi premier David Cameron czy prezydent Barack Obama, może oszczędzić rządom mnóstwo pieniędzy. A te można przeznaczyć na inwestycje korzystne dla ludzi.

Tak, ale taka manipulacja zwalnia też rządy z odpo­wiedzialności podejmowania debaty i przedstawiania konkretnej argumentacji. Nawet gorzej - bo faktycznie znaczy, że państwo zmieniło swoją rolę. Ponieważ według teorii demokratycznej rolą państwa jest zachowy­wanie się zgodnie z potrzebami i aspiracjami obywateli, także z ich potrzebami społecznymi. Dlatego pozwala­my ludziom wybierać polityków, którzy realizują później konkretne idee polityczne.

Stosując „impulsy" i „libertariański paternalizm", politycy chcą zmienić sposób myślenia i działania oby­wateli. Czyli zmienić to, kim oni są. A kto uczynił liderów politycznych bogami, żeby mogli to robić? Dla mnie to dowód, że państwo stało się nieefektywne w radzeniu sobie z poważnymi pytaniami. Skoncentrowało się na technicznym mikrozarządzaniu, które zajmuje się polityką zachowań społecznych. W efekcie polityka stała się zarządzaniem ludzkim zachowaniem, a nie rozwią­zywaniem prawdziwych problemów. A to drugie jest oczywiście większym wyzwaniem.

Czy nie można połączyć większego obywatel­skiego zaangażowania, czyli zdrowego i aktywnego związku państwa i jego obywateli, z narzędziami technicznymi, które pomagają zbierać opinie ludzi w sposób bardziej efektywny? Innymi słowy, czy nie możemy zjeść ciastka i nadal go mieć?

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.