Debaty



Grzymała-Moszczyńska: Polak w podróży permanentnej

edukacja| emigracja| etnocentryzm| eurosieroty| Halina Grzymała-Moszczyńska| kapitał społeczny| kształcenie nauczycieli| Michał Garapich| Polonezköy

włącz czytnik

Tak, i oni wracają. Natomiast Polska nie jest na nich gotowa. Pierwszy przykład –  dzieci. Od kilku lat współpracuję z UNESCO – pod ich patronatem prowadzimy warsztaty dla nauczycieli dotyczące wielokulturowości. Kiedy zaczynałam tę współpracę pięć, sześć lat temu, pedagodzy twierdzili, że największym problemem jest współpraca z dziećmi uchodźców, między innymi z Białorusi czy Ukrainy. Z kolei od dwóch ostatnich edycji warsztatów na pytanie, z jaką wielokulturowością najtrudniej jest im się zmierzyć, wszyscy mówią jednym głosem: problemem są polskie dzieci wracające z Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Niemiec – po kilku latach mieszkania tam albo te, które już się tam urodziły.

Dlaczego to właśnie one są wyzwaniem dla polskiej szkoły?

Przede wszystkim kształcenie nauczycieli w Polsce jest anachroniczne i etnocentryczne, zaprogramowane tak, jakby żadne procesy migracyjne się u nas nie zdarzyły. Dla przykładu nauczyciel niemiecki w programie kształcenia standardowo ma przedmiot „jak nauczać cudzoziemców”, zarówno dorosłych, jak i dzieci. Polski nauczyciel nie ma takich umiejętności dydaktycznych. I nagle następuje konfrontacja. Bo okazuje się, że uczeń, który nazywa się Jasiu Nowak, więc nic nie wskazuje, że różni się od swojego kolegi Bogusia Kowalskiego, zanim przyszedł do szkoły, sześć lat mieszkał w Anglii. I tam chodził do szkoły. Na pytania o imię, nazwisko i adres może i odpowiada poprawnie po polsku, ale kiedy przychodzi do nazwania funkcji matematycznych, nie ma pojęcia, co oznaczają. Uczył się ich przecież w innym języku. I zaczyna się nauka na migi.

Czy oprócz problemów z językiem przedmiotowym nie pojawia się też kwestia stereotypów czy innej metodyki pracy, której dziecko jest nauczone, a w polskiej szkole jej nie znajduje?

To prawda. Polska szkoła kompletnie nie uczy dzieci współpracy i funkcjonowania jako część zespołu. Tymczasem jest to obszar, na który szkoły zachodnie kładą duży nacisk. Dziecko, które przyjeżdża do Polski, ma zupełnie inne oczekiwania, potrzeby i przyzwyczajenia – co do systemu, ale też tego, jak powinien zachować się nauczyciel. Mam w zanadrzu wiele historii: na przykład uczeń, który mieszkał przez parę lat w Hiszpanii, przychodzi do polskiej klasy i zamiast „Proszę pani” mówi do nauczyciela po imieniu: „Basiu, pomożesz mi z tym ćwiczeniem?”. Może pani sobie wyobrazić reakcję polskiego belfra. Dzieciom „powrotowców” brakuje treningu w specyfice kulturowej polskiej szkoły.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.