Publicystyka



Gawin: Demokracja i instytucje

Alexis de Tocqueville| Ateny| Bernard Crick| demokracja| Francja| Giovanni Sartori| konserwatyzm| Michael Oakeshott| myśl konserwatywna| Objawienie| Ojcowie Założyciele| Oświecenie| republika| Rzeczypospolita| Sparta| USA

włącz czytnik

Sprawę cało jasno i dobitnie ze strony nowoczesnej demokracji wyłożył Rousseau w Umowie społecznej. Rozumiał on wprawdzie konieczność istnienia religii obywatelskiej, pozwalającej nadać nimb świętości konstytutywnym dla wspólnoty politycznej obyczajom i prawom, jednak treść tej religii roztapiała się w szerokim deizmie: „Dogmaty religii społecznej powinny być proste, nieliczne, dokładnie wyważone, bez objaśnień i komentarzy. Istnienie bóstwa potężnego, mądrego, dobroczynnego, przewidującego i troskliwego, życie przyszłe, szczęśliwość sprawiedliwych, ukaranie złych, świętość umowy społecznej i prawa – to pozytywne dogmaty”. Po tym nakreśleniu bardzo grubą kreską konturów religii społecznej Rousseau czyni wielce charakterystyczną uwagę – „Co do dogmatów negatywnych, to ogranicza się do jednego – nietolerancji, wchodzi ona w skład kultów, które wyłączyliśmy”. Uwagę tę rozwija nieco dalej w bardziej obszerny sposób: „Obecnie nie ma już i nie może być wyłącznej religii narodowej, powinno się tolerować wszystkie te, które tolerują inne, o ile ich dogmaty nie zawierają niczego przeciwnego obowiązkom obywatela. Lecz kto śmie mówić, że poza Kościołem nie ma zbawienia, musi być wygnany z państwa, o ile państwo nie ma być Kościołem, a panujący arcykapłanem”. Tak zdefiniowany pluralistyczny porządek duchowy w horyzoncie pojęciowym Kościoła nie może być nazwany inaczej jak politeizmem i stanowi powrót do epoki początków chrześcijaństwa, kiedy to nowa wiara funkcjonowała w pogańskim świecie. W oczywisty sposób musi to prowadzić do zasadniczej sprzeczności, której nie znosi nawet odrzucenie dogmatu o wyłączności zbawienia za pośrednictwem jedynego Kościoła; konflikt ten bowiem, choć zawieszony, istnieje jako pewna możliwość, której aktualizacja chwilowo tylko ulega odroczeniu. Bowiem choć kościół katolicki odrzucił już, tak ważną dla siebie i tak zaciekle atakowaną przez swych przeciwników, zasadę wyłączności zbawienia tylko za jego pośrednictwem, choć przystał na uznanie wolności religijnej, choć porzucił roszczenie do tego, aby tam, gdzie większość społeczeństwa jest katolicka, posiadać pozycję religii panującej, to jednak nie może on porzucić otwarcie głoszonej nietolerancji dla grzechu. Nawet jeśli miara, którą przykłada dla ludzkich błędów jest dzisiaj o wiele bardziej pobłażliwa niż niegdyś, sama zasada niepobłażania złu musi zostać utrzymana. Bez tego kościół przestałby być kościołem. W oczywisty też sposób ów brak tolerancji dla grzechu, już samo tylko publiczne piętnowanie grzechu – bo przecież kościół nie dysponuje już dzisiaj świecką władza dla karania grzeszników – musi rodzić sprzeciw tych, których o grzech się oskarża, a którzy pozostają poza kościołem. Dla nich takie napomnienie jest przejawem arogancji, jest zamachem na ich wolność, jest objawem anachronicznej niechęci do demokracji wypływającej z autorytarnego charakteru kościoła.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.