Publicystyka



Gawin: Demokracja i instytucje

Alexis de Tocqueville| Ateny| Bernard Crick| demokracja| Francja| Giovanni Sartori| konserwatyzm| Michael Oakeshott| myśl konserwatywna| Objawienie| Ojcowie Założyciele| Oświecenie| republika| Rzeczypospolita| Sparta| USA

włącz czytnik

Rzecz cała komplikuje się jeszcze bardziej w chwili, gdy kościół ulega pokusie przejścia od napomnień do działania. Podejmując taką decyzję, kościół nieuchronnie staje się jedną ze stron demokratycznej polityki. Staje się więc albo swego rodzaju lobby, starającym się za pomocą mniej lub bardziej formalnych metod nacisku uzyskać rozstrzygnięcia prawne odpowiadające jego wizji „dobrego życia”, bądź też musi udzielić oficjalnego poparcia jakieś sile politycznej uczestniczącej w demokratycznej polityce. W takiej sytuacji jednak kościół przestaje być autorytetem a staje się jedną z sił uczestniczących w – często brutalnej – demokratycznej polityce, której istotą jest konflikt rozstrzygany przez większość. Jak zauważa Böckenförde, kościół przestaje wobec państwa „zajmować pozycję partnera – wprawdzie niewspółmiernego, usytuowanego na wyższej płaszczyźnie, lecz jednak partnera. Teraz – mówiąc obrazowo – Kościół wchodzi w porządek państwa, porusza się po płaszczyźnie pluralistycznego, demokratycznego społeczeństwa i poddaje się strukturalnym prawidłom demokratycznego porządku. Nie może się wówczas skarżyć, gdy obserwatorzy sceny politycznej stawiają go w jednym rzędzie z innymi pluralistycznymi ugrupowaniami, takimi jak związki zawodowe i grupy interesów”.

Wstępując już jednak na arenę demokratycznej polityki, Kościół dochodzi nieuchronnie do – jak to ujmuje Böckenförde – „punktu krytycznego”: „Jednego bowiem Kościół, zaakceptowawszy reguły demokracji, nie może, jeśli nie chce utracić wszelkiej wiarygodności politycznej: korzystać z demokracji, dopóki zdobywa większość, a w przypadku porażki, wycofać się na pozycje prawa naturalnego i wskazywać na swoją wyjątkową pozycję”. Jednak jego propozycja ominięcia tego niebezpieczeństwa, polegająca na odrzuceniu przez Kościół instrumentarium demokratycznej polityki i występowanie wobec społeczeństwa jako „partnera swego posłannictwa i misji” (co pozwoliłoby jakoby spełniać dalej urząd nauczycielski i pasterski) nie wydaje się przekonywująca. Paradoks opisanej wcześniej sytuacji polega bowiem na tym, iż Kościół nie może nie podjąć tego wyzwania. Musi je podjąć właśnie dlatego, że ta konieczność wynika z jego całej tożsamości; jednocześnie jednak skutki takiego zaangażowania stają się niebezpieczne dla tejże tożsamości. Wydaje się, iż nie ma dobrego rozwiązania tego dylematu.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.