Publicystyka



Jutrzenka swobody

nadzór ministra sprawiedliwości| nadzór nad sądami| Sąd Najwyższy| wokanda| wydajność pracy sędziego

włącz czytnik
Jutrzenka swobody

Sąd Najwyższy wydał ostatnio bardzo interesujące orzeczenie w sprawie dyscyplinarnej. Jeżeli bowiem wierzyć przekazom co do treści motywów orzeczenia (a znam je z różnych źródeł) orzeczeniem tym podważył to, co było fundamentem nadzoru administracyjnego nad sprawnością postępowań sądowych, i sensem życia wielu nadzorców wszelkich rang. Rzeczone orzeczenie potwierdziło bowiem oficjalnie to, o czym w kręgach warcholskich mówiło się od dawna - to, że zarządzenia "nadzorcze" co do tego ile sędzia ma wyznaczać rozpraw i ile ma mieć na nich spraw nie są dla sędziów wiążące,  a za niestosowanie się do nich nie grozi odpowiedzialność dyscyplinarna. Mówiąc patetycznie, orzeczeniem tym Sąd Najwyższy wyrwał więc nadzorcom z rąk bat, którym dotąd ochoczo wymachiwali, dzięki czemu sędziom w całej Polsce zaświeciła jutrzenka swobody.

Relegowanie zarządzeń nadzorczych z kategorii prawa bezwzględnie obowiązującego pod groźbą kary dyscyplinarnej, do kategorii niezobowiązujących propozycji poddawanych pod rozwagę kompletnie demoluje system nadzoru nad "sprawnością postępowania", rozumianą nieodmiennie jako regularne pokrywanie wpływu. Nagle nic nie znaczące stają się wszystkie zarządzenia dotyczące "dociążenia wokand" określające ile każdy sędzia ma wyznaczyć rozpraw, ile ma na nich rozpoznać spraw i jakich. Puste stają się też te zarządzenia, które nakładają na sędziów obowiązek "odpracowania" sesji, która nie odbyła się z powodu wyjazdu na szkolenie, czy też określających zmniejszenie normy "wykonu" w nagrodę za wykonanie innych czynności bądź w związku z wyznaczonym urlopem. Konsekwentnie nie ma już potrzeby pisania wyjaśnień na okoliczność niedociążenia wokand czy nie wyznaczenia sesji w pierwszy dzień po miesięcznym urlopie. Prezes może co najwyżej prosić i sugerować, i jeżeli będzie przekonywający to może jego sugestie co do sposobu planowania pracy będą uwzględnione.

Zapewne w tym miejscu, wnioskując po komentarzach "społeczeństwa" do informacji prasowej o owym orzeczeniu, padnie zarzut, iż sędziowie sprzeciwiają się każdej próbie zagonienia ich do roboty. No cóż, problem w tym, że ustalanie sztywnych norm ilości sesji, ilości spraw na wokandzie, oczywiście według zasady "im więcej, tym lepiej" często prowadziło do efektu przeciwnego niż zamierzony. To tak jak z taśmą produkcyjną - przyspieszanie jej powoduje wzrost wydajności, ale tylko do pewnego momentu, bo po przekroczeniu pewnej prędkości okazuje się, że mamy bardzo dużo braków wymagających poprawek, więc summa summarum wydajność jest mniejsza. W takiej zaś sytuacji jedyne co można zrobić by poprawić wyniki, to spowolnić ruch taśmy - nie pomoże tu ani ustawienie nadzorcy z batem, ani nakładanie na robotników kar finansowych za brakoróbstwo. Na prawidłowe wykonanie określonej czynności nawet najsprawniejszy robotnik potrzebuje określonej minimalnej ilości czasu, i jeżeli będzie się żądać od niego wykonania jej w krótszym czasie, to albo przez pośpiech będzie popełniał błędy, albo będzie szukał drogi na skróty, zwykle ze szkodą dla jakości.

Poprzednia 1234 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.