Publicystyka



Mam powoli dość...

Ministerstwo Sprawiedliwości| reforma sądownictwa| rozprawa sądowa| rzetelna legislacja| sąd| Sub iudice| wymiar sprawiedliwości

włącz czytnik

Tak, wiem, wygląda to jak przyznanie się, że sprawy prowadzone są nierzetelnie. I dobrze, bo uważam, że należy skończyć z utrzymywaną fikcją, że wszystko w tej dziedzinie jest w porządku. Należy głośno powiedzieć, że w chwili obecnej i przy takim obciążeniu fizycznie niemożliwe jest prawidłowe zbadanie wszystkich spraw. Dzisiaj sądzenie to jak chirurgia w szpitalu polowym podczas ofensywy. Tu nie ma czasu na koronkową robotę, czy  stanie całą noc nad jednym pacjentem, żeby uratować mu nogę. Tu robi się to, co pozwoli jak najszybciej pozbyć się pacjenta i zwolnić stół dla następnego, żeby w czasie zmiany zoperować jak najwięcej, bo ludzie czekają na pomoc. Robimy co możemy mając takie siły i środki jakie nam udostępniono. Czasami popełniamy błędy, bo po wielu godzinach operowania może nam omsknąć się skalpel albo pomylić lewa noga z prawą. Czasami pacjent może nie mieć szczęścia i z racji podobnych objawów zostanie potraktowany tak jak poprzednich 20 pacjentów, chociaż akurat cierpiał na coś innego. Czasami też pacjentów z cięższymi przypadkami odstawiamy na bok, by nie blokowali kolejki tym, którym można pomóc szybciej, bo przez czas potrzebny na zoperowanie jednego możemy pomóc kilku innym. Bo karetki ciągle przyjeżdżają, a dowódcy żądają od nas, żeby operować, dopóki wszystkim nie pomożemy.

Dzisiejsze realia sądzenia próbowałem przedstawić na różne sposoby. Pisałem już kiedyś o szpitalu polowym, porównywałem je do szpitala powiatowego i do warsztatu samochodowego. Wszystkie te porównania miały w założeniu uzasadniać jedną i tą samą tezę - że nie można w nieskończoność zwiększać ilości spraw, załatwienia których oczekuje się od sędziego, bo to odbije się na jakości. Jeżeli nie zwiększamy wydatków (bo "inwestycje w wymiar sprawiedliwości" idą głównie na rzeczy zbędne) to zwiększenie ilości musi skutkować obniżeniem jakości, bo nie da się jednocześnie robić dużo, szybko i dobrze. Jeśli zaś obciążenie zwiększać będziemy nadal, to w końcu dojdziemy do miejsca, w którym nawet sądząc "po łebkach" nie da się załatwić wszystkiego co wpływa. Twierdzenie w takiej sytuacji, że zaległości są wynikiem opieszałości sędziów to zupełnie jak twierdzenie, że jak ktoś dostał dwie duże pizze i nie zjadł wszystkiego to jest niejadek. I nie pomoże na to zwiększanie nadzoru, bo ilość pracy możliwej do wykonania przez konia nie wzrośnie powyżej pewnego poziomu niezależnie od tego jak mocno tłucze się go batem, a jedynym efektem  dalszego "przykręcania śruby" będzie to, że koń zdechnie. Albo ucieknie.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.