Publicystyka



Pożar

delegowanie sędziów| likwidacja sądów| Minister Sprawiedliwości| Ministerstwo Sprawiedliwości| podsekretarz stanu| reforma Gowina| Sąd Najwyższy

włącz czytnik

8 października 2013 r. opublikowano uzasadnienie do uchwały z dnia 17 lipca 2013 r. [tekst], a w nim kilka bardzo niemiłych ministerialnemu uchu stwierdzeń, które spowodowały w sądownictwie trzęsienie ziemi. Sąd Najwyższy napisał bowiem, że:

 

Decyzja o przeniesieniu na inne miejsce służbowe podjęta przez inną osobę, także „z upoważnienia” Ministra Sprawiedliwości, jest wadliwa (bezprawna), a sędzia, którego ona dotyczy, nie może wykonywać władzy jurysdykcyjnej w sądzie (na obszarze jurysdykcyjnym), do którego został „przeniesiony”. Skład orzekający z jego udziałem jest zatem sprzeczny z przepisami prawa w rozumieniu art. 379 pkt 4 k.p.c.

 

To stanowisko Sądu Najwyższego oznaczało, że wszystkie decyzje o przeniesieniu sędziów podjęte przez podsekretarzy stanu, zarówno te związane z reformą Gowina jak i wcześniejsze mogą zostać podważone jako wydane z naruszeniem prawa, wadliwe, i wręcz bezprawne, co automatycznie oznacza, że orzeczenia wydane przez tak (nie)przeniesionych sędziów także mogą zostać wzruszone jako wydane przez niewłaściwie obsadzony sąd. Oznacza to także, że ci sędziowie nie są uprawnieni do orzekania ani w sądzie do którego ich wadliwie przeniesiono, ani w poprzednim sądzie, który został zlikwidowany (bo go nie ma). Jest to poważny kryzys wymiaru sprawiedliwości, który wymaga podjęcia niezwłocznych działań, by go rozwiązać.

Cóż należało zrobić? Ano odpowiedź jest prosta. Minister Sprawiedliwości powinien przysiąść fałdów i za jednym posiedzeniem podpisać własnoręcznie chociażby tylko tych 500 decyzji o przeniesieniu sędziów z sądów zlikwidowanych reformą Gowina. W ten sposób naprawiony zostałby błąd wskazany przez Sąd Najwyższy, i sędziowie ci mogliby dalej orzekać, nie narażając siebie na odpowiedzialność za przekroczenie uprawnień (bo czym innym jest wydawanie wyroków wiedząc, że nie ma się do tego prawa?), a obywateli na to, że wyroki wydane w ich sprawach okażą się nieważne. Zapobiegłoby to także paraliżowi sądów, w których sędziowie wstrzymali się od orzekania, bo Sąd Najwyższy uznał decyzje  ich przeniesieniu za nieważne. Pożar zostałby w ten sposób ugaszony, a gdyby potem okazało się, że całe to podpisywanie było niepotrzebne, bo pełny skład Sądu Najwyższego uznał decyzje podpisane przez podsekretarzy za ważne (tak jak to się stało w 2007 r. z decyzjami o delegowaniu) to oznaczałoby to tylko tyle, że minister stracił trochę czasu i papieru na ponowne wydanie decyzji, które były już wydane.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.