Publicystyka



W labiryncie demokracji – z teorii w praktykę

Arystoteles| deliberatywna demokracja| demokracja| demokracja socjalistyczna| Edward Łukawer| Leszek Kołakowski| Manifest Komunistyczny| Radosław Markowski

włącz czytnik

W swym teoretycznym wprowadzeniu Radosław Markowski wprawia mnie w kolejne zdumienie, gdy powiada mi o „demokracji marksowskiej”. Taki byt nie istnieje – „marksowska demokracja” to oksymoron. Jest natomiast tak, że w amerykańskiej myśli społecznej/behavioralnej „Marks” funkcjonuje – oczywiście można być marksistą, demokracja dopuszcza takie postawy. Jest tylko jedna różnica: demokracja dopuszcza „uprawianie marksizmu”, natomiast marksizm nie dopuszcza „uprawiania demokracji”. O tym to już profesor socjologii i nauk politycznych Radosław Markowski, jakkolwiek młodszy ode mnie o 14 lat, wiedzieć powinien – nie tylko z teorii marksizmu, ale przede wszystkim z aplikacji marksizmu od Łaby po Pacyfik, przez co najmniej 70 lat ubiegłego wieku. Jest zaś tak, że odwołując się do myśli społecznej Marksa (o którym autor czasami pisze po imieniu) i jego projektu komunistycznego społeczeństwa musimy mieć zawsze w pamięci, iż ów marksowski projekt jest w pełni zakorzeniony w słynnej Platońskiej wizji państwa. Od filozofów greckich trudno uciec.

Kto dokładnie czytał „Manifest komunistyczny” Marksa i Engelsa to wie, że:

 

„Proletariat zużyje swoje panowanie polityczne na to, by krok za krokiem wyrwać z rąk burżuazji cały kapitał, by scentralizować wszystkie narzędzia produkcji w ręku państwa, tj. w ręku zorganizowanego jako klasa panująca proletariatu, i by możliwie szybko zwiększyć masę sił wytwórczych”[5].

 

W programowej deklaracji twórców utopijnego komunizmu nie ma mowy o jakimkolwiek projekcie „bezpośredniej demokracji”, nie ma mowy o żadnej „społecznej” formie sprawowania władzy, natomiast jest mowa o państwie – państwie o silnej scentralizowanej władzy. Nie posądzam profesora Markowskiego, że nie czytał Manifestu komunistycznego.

Gdy już w miarę oczyściłem „przedpole” dyskursu o demokracji, gdy przywróciłem jej greckie dziedzictwo i odciąłem marksowski „wyrostek robaczkowy” – to warto się przyjrzeć temu, co dzisiaj stanowi płaszczyznę rozmowy o demokracji.

W miarę swych możliwości spróbuję odtworzyć „pracę myślową” autora, tak żeby dojść problemów – o co nas pyta amerykańska myśl polityczna? i jakich udziela odpowiedzi? Radosław Markowski przedstawia nam całą paletę poglądów rozlicznych autorów opisujących i komentujących niedostatki politycznych teorii demokracji. Owe różne poglądy mają swe źródła w brakach i błędach bieżącego życia politycznego i społecznego Stanów Zjednoczonych Ameryki i licznych krajów uprawiających demokrację, w tym Polski również. A jestem przekonany, że autor lepiej ode mnie zna życie polityczne po drugiej stronie Atlantyku.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.