Świat



Czeski punkt widzenia: Grecja, czyli szyfr dla uników

Andrej Babiš| Artur Wołek| Bohuslav Sobotka| Czechy| euro| Grecja| korona czeska

włącz czytnik

Drugim powodem, dla którego kryzys Grecji w niewystarczającym stopniu uczy nas czegoś o polityce monetarnej czy integracji europejskiej, jest instynktowna skłonność Czechów, by w sytuacji kryzysowej, która szybko wykrystalizowała się jako spór Greków z Niemcami, stanąć po stronie niemieckiej. W tym wymiarze swoją rolę grają pewne podobne cechy narodowej mentalności. Po 2010 roku, niemieccy dyplomaci w Pradze w prywatnych rozmowach wielokrotnie mówili, jak ambasada jest mile zaskoczona tonem czeskich mediów, które opowiadają się za Niemcami przeciwko Grecji. Ogólnie rzecz biorąc Czesi nie lubią długów i choć na przykład zadłużenie gospodarstw domowych rośnie wraz z rozwojem rynku finansowego, to wciąż występuje ono na poziomie połowy średniej unijnej. Dług publiczny nie ma już poziomu 10 procent PKB, jak to było do roku 1997, ale obecne 40 procent PKB to ciągle przyzwoity wynik, poniżej europejskiej średniej. Dług państwa od zawsze był w Czechach przedmiotem wielkich politycznych dyskusji. Nawet w czasach komunistycznych Czechosłowacja prawie nie zadłużała się u międzynarodowych wierzycieli i – w przeciwieństwie do Polski – po zmianie ustroju nie było konieczności negocjowania umorzenia długów.
Ostatnie wybory, które wygrała prawica (w czerwcu 2010 r.), wygrała między innymi dlatego, że z powodzeniem przedstawiała socjaldemokratów jako tych, którzy wpędzą Czechy w długi typu greckiego, chociaż sama prawica nie miała już wtedy dobrej reputacji. Lewicowi komentatorzy od tego czasu często używają zwrotu „greckie kłamstwo”, którym jakoby prawica zalewa i dezorientuje opinię publiczną. To, że wzmocnienie skrajnej lewicy w Grecji spowodowała zła polityka pieniężna ECB w połączeniu z podwyżkami podatków narzuconymi głównie przez niemieckich polityków, jakby było bez znaczenia. Zgodnie z prostym moralnym imperatywem: zadłużył się, niech płaci. To, że grecki kryzys da się opowiedzieć jako całkiem prosty spór moralny, również przyczyniły się do tego, że Grecję traktuje się jako przypadek sui generis.

Co zauważył Babiš

Jaka jest obecna sytuacja? Tak zwani „proeuropejczycy”, którzy planują wprowadzić Czechy do „głównego nurtu” integracji europejskiej, wiedzą, że dziś głoszenie takich poglądów oznaczałoby poważne koszty w kategoriach głosów wyborców. Traktując Grecję jako wymówkę, mogą swoją kampanię odłożyć. Ale wokół Grecji kręcą się też działania tych, którzy nie chcą przyjąć euro. Przede wszystkim minister finansów Andrej Babiš ogłosił ostatnio (24 lipca), że warunkiem jakiejkolwiek dyskusji na temat przystąpienia Czech do strefy euro jest jej opuszczenie przez Ateny. Jest to pseudoradykalizm, biorąc pod uwagę, że nawet gdyby Republika Czeska postanowiła złożyć wniosek w przyszłym tygodniu, to procedury przyjęcia do strefy euro zajmują co najmniej trzy lata. Nie wiem, czy ktoś gotów byłby się założyć, że Grecja wytrwa w unii walutowej trzy lata? Babiš jednak idzie dalej.

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.