TK



Dyrektywa współdziałania władz w konstytucji RP z 1997 roku jako przykład ustrojowego wishful thinking

Aleksander Kwaśniewski| Donald Tusk| Jerzy Buzek| kohabitacja| kompetencje| Lech Kaczyński| Leszek Miller| Marek Belka| Prezydent| Rada Mini­strów| weto| współdziałanie władz

włącz czytnik

4. Konkluzje

Zapewne to nie dyrektywa współdziałania władz stanowi główne źródło proble­mów pojawiających się w związku z funkcjonowaniem systemu rządów ukształtowa­nego przez obecną Konstytucję RP. Jednak, będąc przejawem ustrojowego wishful thinking jej pomysłodawców, nie tylko nie rozwiązuje ona tych problemów, ale nawet niekiedy je pogłębia. Zamiast podnosić jakość wzajemnych oddziaływań poszczególnych ośrodków władzy stała się pretekstem do podejmowania prób wkraczania w za­strzeżone dla innych organów kompetencje (art. 133 ust. 3 postrzegany przez Prezy­denta jako rzekomo równoważący art. 146 ust. 1) lub też za jej pomocą uzasadniano nadużywanie własnych kompetencji przez poszczególne organy władzy (przykład stosowania weta ustawodawczego w okresie „kohabitacji” 2007-2010 – choć tu zasad­niczy problem tkwi w całokształcie koncepcji udziału Prezydenta w procesie ustawo­dawczym, niezachęcającym do harmonijnej kooperacji).

Pożądane jest stymulowanie praktyki politycznej polegającej na rzetelnym współdzia­łaniu organów władzy. Jednak usiłowanie „zadekretowania” takich postaw za pomocą konstytucyjnych klauzul generalnych, stwarzających sposobność do całkowicie sprzecz­nych interpretacji, musiało zakończyć się niepowodzeniem. Ustawa zasadnicza powin­na uwzględniać poziom kultury politycznej społeczeństwa, tak aby redukować zagrożenie ujawniania się w procesach politycznych najgorszych jej cech. W pracach nad Konstytucją nie przemyślano dostatecznie wnikliwie tego aspektu i po latach przyznać trzeba rację W. Osiatyńskiemu, który protestując podczas jednego z posiedzeń Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego przeciwko dyrektywie współdziałania władz stwierdził, że może i byłoby ono do pomyślenia „na Samoa czy Hawajach, ale nie w Polsce”.

W przypadku koegzystencji prezydenta, rządu i większości parlamentarnej po­chodzących z tego samego obozu politycznego dyrektywa współdziałania władz może faktycznie, jak postrzegają ją jej entuzjaści, pełnić rolę czynnika organizującego życie wspólnoty politycznej. W razie „kohabitacji” natomiast zachodzi – potwierdzone do­tychczasowymi doświadczeniami III RP – znaczne niebezpieczeństwo przekształcenia się jej w element przyczyniający się do dezorganizacji funkcjonowania państwa i wza­jemnego blokowania się organów władzy, przez co uszczerbku doznaje podkreślone także we wstępie do Konstytucji RP dążenie ustrojodawcy do zapewnienia sprawności instytucji publicznych. Z tego względu, w celu stworzenia każdemu kolejnemu rządo­wi przestrzeni ustrojowej do skutecznego odpowiadania na coraz trudniejsze wyzwania rzeczywistości XXI wieku, poprzeć warto wyeliminowanie z tekstu Konstytucji RP li­teralnie wyrażonej dyrektywy współdziałania, zwłaszcza że posunięcie to w żaden spo­sób nie oznaczałoby zlikwidowania współpracy organów tam, gdzie ich kompetencje tę współpracę czynią niezbędną. Trudno bowiem mieć pewność, że w razie kolejnej „kohabitacji” politycy zastosują się do formułowanych często wezwań przedstawicieli nauki, aby przestrzegać dyrektywy współdziałania władz. Zamiast tego znów może się zdarzyć, że ów konstytucyjny nakaz współpracy będzie wykorzystywany dla uzasad­niania działań z nim sprzecznych. Jak trafnie zauważa L. Garlicki: „Żaden (…) przepis Konstytucji nie pomoże, gdy po obu stronach zaznacza się brak woli współdziałania i wrogość personalna”. Jednak Konstytucja nie powinna stwarzać dodatkowych okazji do dawania upustu tego rodzaju negatywnym emocjom politycznym.

Trybunał Konstytucyjny

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.