TK



„Intruz” i „Pędrek”. Dwie dziennikarskie autobiografie

Aleksander Wieczorkowski| antysemityzm| endek| Le Soir| Leopold Unger| Marzec'68| Moczar| PRL| stan wojenny| Trybuna Ludu| Życie Warszawy

włącz czytnik

Jego żywiołowe potępienia antysemityzmu i endecji brzmią jak nieświadome samousprawiedliwienie, że byli od niego jeszcze gorsi a nawet dużo gorsi. Potępia pryszczatych i nie usiłuje dopatrywać się w ich losach podobieństwa do własnego losu, ponieważ oni również maja być tymi gorszymi, który dokonywali znacznie gorszych od niego czynów.

Wszystko to robi takie wrażenie, że gdyby nie Moczar i antysemityzm to Wieczorkowski gotów byłby PRL zaakceptować, gorszym od komunistów są jacyś endecy, bowiem dla wielu prominentów takich jak Włodzimierz Sokorski znajduje autobiografista ciepłe słowa, nie ma zaś w całej jego biografii ani jednego „endeckiego” pozytywnego bohatera. Autor raz określa się, że jest człowiekiem lewicy, przy nader ogólnikowej definicji co to ma znaczyć, a właściwie tak ogólnej, że oznacza to, że lewicowiec to przyzwoity człowiek. Jeśli tak, to nie może dziwić, że każdy nie-lewicowiec (czyli również endek) przyzwoitym człowiekiem już być nie może.

Na koniec jednak Wieczorkowski rezygnuje nawet i z tej definicji oświadczając, że nie jest ani lewicowcem ani prawicowcem. Stwierdza, że jest „Pędrek wyrzutek” z opowiadania Stefana Themersona, która jest skrzyżowaniem kota i ryby (a więc drapieżności i łagodności, myśliwego i ofiary). Ironiczność tego samookreślenia odpowiada całości jego autobiografii. Jest to jednak ironia niebezpieczna i zdradliwa. Obecna silnie w polskim dyskursie publicznym i autobiograficznym zaciera granice prawdy i kontury moralnych postaw – jest intelektualną chorobą niszczącą tkankę powagi.

Autor „Mojego PRL” zdaje się niekiedy rozumieć dwuznaczność swojej biografii, gdy przytacza bolesną opinię o sobie wypowiedzianą przez jego matkę: Jakiś reżymowy pismak (s.136).

Lub gdy sam o sobie pisze: Takich jak ja Stalin nazywał pożytecznymi idiotami (s.229).

To jednak nie skłania go do pytania, skąd wziąć się mogła taka opinia. W zakończeniu książki napotykamy dość zaskakujący fragment:

 

Ludzie mego pokolenia, których działalność zawodowa przypadła na lata PRL, nie mają jakiejkolwiek powinności, mówiąc metaforycznie – świętowania rocznicy Manifestu Lipcowego. Przecież nasz dorobek, milionów urodzonych przed wojną w rodzinach inteligenckich, ziemiańskich, arystokratycznych powstał nie dzięki, ale mimo PRL. Nie przeżyłem awansu społecznego, lec z społeczną degradację i to w końcu powinni zrozumieć ci, którzy z racji przynależności do „klas przodujących” lub stania się drapieżnymi kotami wspinali się po rybich trupach do kociego raju (s.230)

 

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Kazimierz | 27-10-12 17:13
Redaktor Wóycicki zapomniał juz, jak z Życia Warszawy na początku lat 90. wyrzucił sam Aleksandtra Wieczorkowskiego. Za konkretną publikację, jesli mnie pamięć nie myli - było to coś, czego nie lubili hierarchowie kościoła. Może by pan więc o tym coś napisał? Chętnie przeczytam, inni dziennikarze z tamtej redakcji tez pewnie.