TK



Dziewanowski: O kulawym diable i jego kulawym dziele

"Faraon"| "Mein Kampf"| Adolf Hitler| John Toland| Joseph Goebbels| Kazimierz Dziewanowski| Napoleon| NSDAP| propaganda| Wacław Długoborski

włącz czytnik

Długoborski pisze: „Ta garść refleksji moralnych (zbyt ich mało w naszej literaturze o hitleryzmie i faszyzmie!) pozwala w jakimś stopniu zrozumieć mechanizmy zarówno kariery Goebbelsa, jak i funkcjonowanie stworzonego przez niego systemu propagandy. Jeden z biografów ministra – Helmut Heiber – uważa go nawet za bardziej wyrachowanego od Hitlera, którego mowy były w pewnym stopniu  rezultatem „psychopatologicznych erupcji”, opętań i emocji, którym poddawał się i sam mówca. Goebbels był człowiekiem nieprzeciętnej inteligencji i również nieprzeciętnego cynizmu. Podobno po swoim najsłynniejszym wystąpieniu – w berlińskim Sportpalast 18 lutego 1943, kiedy to zafascynowani słuchacze rykiem entuzjazmu odpowiadali na rzucone przez Goebbelsa pytanie: – czy chcecie wojny totalnej? – miał powiedzieć do swojego sekretarza – To była godzina idiotów; gdybym zawołał: skaczcie z okna, nie zawahali by się ani chwili.

I w tym właśnie miejscu chciałbym podjąć dyskusję. Na pozór wszystko się zgadza. Goebbels był bez wątpienia człowiekiem bardzo inteligentnym i możliwe, że był bardziej wyrachowany od Hitlera; choć trzeba pamiętać, że różne źródła wskazują, iż Hitler ulegał wprawdzie czasami paroksyzmom wściekłości, może nawet szaleństwa, ale zazwyczaj był zimnym i kalkulującym graczem, chociaż pomylił się ostatecznie w swoich kalkulacjach. Zgadza się też i to, że Goebbels świadomie i cynicznie uciekał się do kłamstwa, do przeinaczeń, oszczerstw i prowokacji. Zapewne też nieraz gardził tłumem, który nie umiał przejrzeć jego szachrajstw. Ale na to, aby przypisać mu absolutny cynizm, trzeba by przyjąć, że wszystko to czynił na zimno, w nic nie wierząc, mając więc swego Fuehrera za wariata, durnia lub oszusta, za użyteczne narzędzie swojej własnej kariery i swojego wywyższenia. Takim absolutnym cynikiem był niegdyś Talleyrand. Natomiast wszystko, co wiemy o Goebbelsie, a przede wszystkim jego własne dzienniki, oraz koniec, jaki sam sobie zgotował, świadczą, że z nim było inaczej. Goebbels był jednym z niewielu, którzy do końca nie zdradzili Hitlera. W dniu 4 kwietnia 1945 roku, tuż przed ostateczną katastrofą, gdy nie miał już żadnej szansy, by dalej zabiegać o swoją karierę, gdy mógł więc pozwolić sobie na większą szczerość, zanotował w dzienniku takie słowa: „Nieco melancholijny wieczór, jedna zła wiadomość goniła następną. Chwilami człowiek zaczyna rozpaczliwie zastanawiać się, dokąd to wszystko prowadzi. Fuehrer musi z pewnością zużywać bezprzykładną ilość energii nerwowej, by w tak superkrytycznej sytuacji zachować swe opanowanie… Mam jednak wciąż nadzieję, że zdoła on tę sytuację opanować. Zawsze umiał ze wzniosłym spokojem czekać na swój moment. A gdy ten moment przychodzi, wtedy  chwyta go obiema rękami” (1).

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.