TK



Las wyrósł, dylematy zostały

Choszczówka| Lasy Państwowe| plan zagospodarowania przestrzennego| PRL| rada miasta

włącz czytnik

I za chwilę pięknego starego lasu nie będzie.

Architekci bronią go przed zabudową, opierając się o kruchą podstawę jaką jest Studium. I póki nie ma planu prawo jest narażone na różne harce, zdarza się np. że tereny kwalifikowane dotąd jako leśne nagle otrzymują status rolnych. I zaraz potem o zezwolenie na budowę robi się łatwiej.

*

Plany zagospodarowania przestrzennego mają moc prawną i jest to jeden z powodów, dlaczego rodzą się w takich bólach. W Warszawie ledwie kilkanaście procent powierzchni miasta objętych jest obowiązującym planem. Powszechnie podejrzewa się urzędników, ale też deweloperów i inwestorów w ogóle, że są zainteresowani, aby decyzje o tym czy, gdzie, jak i komu wolno budować, zapadały w trakcie „negocjacji”, bo wtedy łatwiej coś utargować. A kiedy już istnieje plan i wiadomo co wolno, a co wykluczone – sprawa jest przesądzona. Tak to z boku wygląda i zapewne dla wielu taka sytuacja przejściowa jest korzystna, ale myślę, że nie doceniamy też siły bezwładu nieudolnej biurokracji, kiepskiej wydajności pracy i nie mniejszej potęgi – destrukcji powodowanej niekończącymi się protestami.

Tu mały wtręt o tym, jak plan zagospodarowania powstaje. Najpierw rada miasta podejmuje uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia projektu planu zagospodarowania dla określonego fragmentu miasta. Kiedy jest uchwała, prezydent miasta informuje w prasie lokalnej oraz w urzędzie o tym, że uchwała została podjęta, oraz gdzie i komu można składać wnioski i uwagi do szykowanego planu. Po miesiącu od ukazania się informacji można się zabrać do przygotowania projektu planu. Szkoda miejsca żeby wymieniać wszystkie uzgodnienia i uwarunkowania jakie ten ewentualny projekt musi zawierać. Mijają lata. Kiedy projekt jest przygotowany, prezydent miasta ogłasza wszem wobec, że został wyłożony do publicznego wglądu, podaje termin, do którego można zgłaszać uwagi, oraz termin dyskusji publicznej na ten temat. Wtedy właśnie każdy może mieć wątpliwości i protestować. Ponieważ nie ma takiego planu żeby się wszystkim podobał, a uwagi społeczeństwa trzeba uwzględniać, projekty idą po parę razy do poprawki, a następnie znów są wykładane i poddawane dyskusji. Kiedy po długich cierpieniach plan się wreszcie urodzi, bywa że przestaje być aktualny. W Białołęce mamy taki przypadek – plan dla sporego kawałka Tarchomina trzeba zmienić, bo nim został zatwierdzony zaistniały całkiem nowe okoliczności.

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.