TK



Las wyrósł, dylematy zostały

Choszczówka| Lasy Państwowe| plan zagospodarowania przestrzennego| PRL| rada miasta

włącz czytnik
Las wyrósł, dylematy zostały
Foto:Wikipedia.org

­Mieszkam w Choszczówce – jest to zielony skrawek warszawskiej Białołęki. Na przykładzie tego jednego skrawka ziemi ojczystej widać, że różne absurdy o które się potykamy, to niekoniecznie polska nieudolność czy głupota – bo trujący pasztet zostawiła nam w spadku Historia. I jest to spadek, z którego będziemy się rozliczać jeszcze przez kolejne pokolenia.

Przed wojną Choszczówka nie należała do Warszawy, ale kolejką było blisko, okolica spokojna i zielona, więc szybko się zaludniała. Obok gospodarstw rolnych wyrastały w latach 30. wille urzędników, oficerów, naukowców, artystów. Wojna minęła spokojnie, ale w jej końcówce, w 1945-ym roku, w ciągu paru tygodni wyzwalania Warszawy, okolica została kompletnie zniszczona. Front przeszedł i z kilkuset domów zostało kilkadziesiąt a i to w opłakanym stanie. Zrobiło się pusto i głucho, mieszkańcy pouciekali i wracać nie mieli do czego, a ich porzuconą ziemią zajęła się władza ludowa. Nie pytając czyja to własność, władza posadziła las. Drzewa wyrosły, grunty dostały się pod zarząd Lasów Państwowych, co znaczyło że podlegają szczególnej ochronie.

W czasach PRL-u w całej Choszczówce nie wolno było ludziom niczego budować, nawet na remonty dachu nie wyrażano zgody. Wyludnioną okolicę w pobliżu Warszawy władze ówczesne postanowiły trzymać w stanie gotowości, żeby z czasem wznieść tutaj jakieś wielkie budowle socjalizmu. Na szczęście i wtedy pomysłów było więcej niż pieniędzy i okolica przetrwała PRL w stanie dziewiczym.

Za to w latach 90., kiedy właściciele działek mogli już nimi dysponować, rozkwitła jednorodzinnym budownictwem jak łąka na wiosnę. Dosłownie – bo przy domach wyrosły drzewa i kwiaty, i nie ma już zapyziałego ugoru w tej części północnej Warszawy.

Nie jest to jednak happy end dla wszystkich okolicznych posiadaczy działek. Ziemia, na której wyrósł po wojnie las znalazła się pod ochroną, a jej właściciele dalej nie dostają zezwolenia na budowę. Czują się pokrzywdzeni – dlaczego w wolnym kraju, gdzie własność prywatna jest pod ochroną, rzuca im się kłody pod nogi? Odpowiedź nie jest jednak prosta jak drut.

Poprzednia 1234 Następna

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.