TK



Spór o polską rację stanu w roku 1937

"polityka równowagi"| Adolf Bocheński| Front Morges| II Rzeczpospolita| Józef Beck| Józef Piłsudski| Liga Narodów| Sowiety| Traktat Ryski| Trzecia rzesza| Władysław Sikorski

włącz czytnik

Myśl polityczną Bocheńskiego cechował brak zważania na opinię publiczną, zafascynowanie XIX-wiecznym realizmem politycznym. Z tego właśnie powodu wysoko cenił on dyplomację Becka, kontynuującą po śmierci Piłsudskiego kurs uważany przez społeczeństwo za proniemiecki, w jaskrawej sprzeczności z „antyniemieckimi tendencjami olbrzymiej większości opinii publicznej” w Polsce. W realiach XX wieku było to niewątpliwie anachroniczne. Trudno na przykład wyobrazić sobie rząd w Polsce, który bez walki ceduje suwerenność na rzecz obcego mocarstwa. Ten problem nie występuje w rozważaniach autora Między Niemcami a Rosją w ogóle.

Mocna wiara w skuteczność twardej Realpolitik przesłaniała Bocheńskiemu wiele spraw, które raczej dostrzec powinien był. Nie znajdziemy u niego żadnych wzmianek o dyktaturze hitlerowskiej i jej charakterze. Jego koncepcje trzeba więc analizować krytycznie. Jednostronna fascynacja nie jest potrzebna. W historii polskiej myśli politycznej zajął on miejsce ważne, szczególne, ale nie powinno się nie dostrzegać kontrowersji, jakie towarzyszą odczytywaniu jego refleksji.

Pojęcie racji stanu – mające włoski i francuski rodowód – należało w języku Bocheńskiego do najbardziej kluczowych. Stał się on gorącym propagatorem tego terminu, rozumiejąc go całkowicie w duchu realistycznej filozofii władzy i polityki. Myśl o możliwości zawierania taktycznych sojuszy przez państwa zwalczające się ideologicznie była jedną z najważniejszych, jakie wypowiedział Bocheński. Drugą bardzo ważną jego ideą pozostaje twierdzenie, iż skuteczna polityka zagraniczna wymaga stabilizacji ustrojowej. Obydwie są wciąż aktualne, chociaż mamy inne czasy.

*  *  *

Co było polską racją stanu w realiach roku 1937?

(1) Nasza odpowiedź na to pytanie jest jasna: polska racja stanu anno Domini 1937, to „polityka równowagi”. Innej możliwości nie było. Była to koncepcja utrzymania status quo w Europie, ale z zachowaniem gotowości do elastycznego reagowania na zachodzące zmiany w geopolityce europejskiej, bez inicjowania wszakże tych zmian. Była to koncepcja odwlekania konfliktu z Niemcami tak długo, jak to tylko dawało się pogodzić z zachowaniem niepodległości państwa. Była to równowaga na swój sposób „sztuczna” – jak napisał później ambasador Michał Sokolnicki – gdyż „oparcie nasze na sojusznikach na Zachodzie było w istocie swej mało realne”. Polityka ustępstw, prowadzona przez mocarstwa zachodnie, nie dawała Polsce żadnych większych szans w ewentualnym starciu z III Rzeszą. Porzucenie „linii 1934 roku” w stosunkach z Niemcami, z własnej woli, byłoby lekkomyślnym błędem, którego Beck nie popełnił. „Sprzedano by nas jak bułkę za dwa grosze”. Zawsze powtarzał, że największym zagrożeniem byłoby umiędzynarodowienie sprawy polskich granic. Od układów w Locarno takie usiłowania towarzyszyły zresztą Polsce nieprzerwanie. Dyplomacja Becka usiłowała działać zgodnie z dewizą: „Możemy współpracować z Zachodem Europy na warunkach partnera, a nigdy obiektu”.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.