TK



T. T. Koncewicz: Po co nam Europa?

członkostwo w UE| Donald Tusk| Konstytucja| Parlament Europejski| Polska| Rada Europejska| suwerenność| Unia Europejska| wspólnota europejska

włącz czytnik

Jest tak, ponieważ w Europie historia nigdy nie przestaje być niewidocznym gościem przy każdym stole. „Nasza Europa” dzisiaj przegrywa, bo liderzy przestali rozumieć wyzwania czasów, w których żyją, prowadzą dyskusję rozedrganą emocjonalnie i czynią ją zakładnikiem przebrzmiałych koncepcji zdominowanych podejrzliwością i nieufnością. W ten sposób historia zatacza zgubne koło, ponieważ przemawiający w imieniu państw dowodzą że zapominają o lekcji przeszłości: zamiast współpracować, zaczynają po raz kolejny cynicznie eksponować swoje Konstytucje i własną historię. Jeżeli do Europy puszczają od czasu do czasu oko, to czynią to tylko pod adresem „Europy państw” i tylko wtedy, gdy widzą w tym interes dla siebie. Ich wyobraźnia nie wybiega za najbliższy zakręt.

Jakie rozmawiać o Europie w Polsce po 2014 r.?

Dla dzisiejszego dyskursu europejskiego w Polsce wskazać można trzy zasadnicze wyzwania. Po pierwsze, zakończenie mitologizacji państwa. Wielka idea integracji europejskiej zrodziła się z dążenia do zapobieżenia nadużyciom przez państwa opacznie rozumianej suwerenności. Państwo nie jest na pewno mitem i cały czas zachowuje swoją żywotność i znaczenie. Mitem jest jednak obraz państwa defensywnego, kultywującego język antagonizmu i zainteresowanego tylko sobą.

Gdyby dzisiaj UE nie istniała, kryzys finansowy zmusiłby państwa do jej powołania, ponieważ to kryzys ukazał z całą mocą że o ile państwa są potężne w teorii, w praktyce ich indywidualne działania podlegają licznym i poważnym ograniczeniom. Po drugie, zbudowanie języka pozytywnego i eksponowanie braku sprzeczności pomiędzy integracją a państwami. Gra interesów sama w sobie nie jest czymś negatywnym. Chodzi raczej o stałe dążenie do godzenia i budowania kompromisu, a nie separowania i podkreślania za wszelką cenę swoich odrębności.„Nasza Europa” jest przede wszystkim stanem umysłu i symbolem przywiązania do wartości w obrębie projektu, który z założenia odrzuca izolację i hierarchię.

„Europejska tolerancja” powinna przypominać niekończącą się podróż, w której rezultat nie jest ustalony z góry, ale podlega negocjowaniu i spieraniu się, a każdy jest gotów ustąpić w imię czegoś ważniejszego niż tylko własny i egoistyczny interes. Po trzecie, akceptacja że odpowiedzialność za Europę nie należy ani do państw, ani do Unii Europejskiej, ale leży po stronie „sieci” powiązanych ze sobą graczy publicznych i prywatnych, wobec których UE powinna odgrywać rolę mediatora. Z pewnością UE nie jest organizacją idealną. Nie może jednak taką być, ponieważ dalekie od ideału są państwa które ją tworzą, skoro wchodzą one do wspólnoty z całym bagażem, doświadczeń, historii i różnorodności.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.